Do agencji nieruchomości trafiają oferty sprzedaży mieszkań, które były kupowane kilka lat temu na preferencyjnych warunkach, z przeznaczeniem na wynajem.
– Nie można ich było sprzedawać przez dziesięć lat – tłumaczy nam pośrednik z jednego z warszawskich biur. – Wielu inwestorów ma dziś jednak problem z najmem i utrzymywaniem tych mieszkań, dlatego chce je sprzedać przed czasem – dodaje. Do kupienia w tej agencji jest dziś m.in. 46-metrowe mieszkanie w rejonie Białołęki, które kosztuje 245 tys. zł, czyli 5,3 tys. zł za mkw. – 50 procent ceny trzeba zapłacić w dniu podpisania pierwszej umowy i wydania lokalu, resztę – po dwóch latach – mówi pośrednik. – Jest to sprzedaż w tzw. systemie Partner – dodaje.
[srodtytul]To nie okazja[/srodtytul]
Czy warto korzystać z takich ofert? Piotr Wieszczyk, pośrednik z Maxon Nieruchomości, ocenia, że sprzedaż mieszkań w systemie Partner jest bardzo trudna i skomplikowana. – Okazja to zatem wątpliwa. Po pierwsze: ze względu na brak księgi wieczystej żaden bank nie udzieli kredytu potencjalnemu nabywcy, a co za tym idzie, wspomniane 50 proc. ceny należy wyłożyć z własnej kieszeni. Kupując małe mieszkanie za około 300 tys. zł, trzeba więc mieć około125 –150 tys. zł – wylicza Piotr Wieszczyk. – Po drugie – nikt nie wie, co będzie się działo przez te np. dwa lata. Transakcja odbywa się na zasadach cesji, a dodatkowo notariusze przygotowują w takich wypadkach pełnomocnictwo niewygasalne, czyli z góry ustala się, że jeśli umrze czy to kupujący, czy sprzedający, do transakcji ostatecznej przystąpi spadkobierca zmarłej osoby. Dodatkową kwestią są sprawy podatkowe – zauważa pośrednik z Maxona.
Do tej agencji w ostatnim czasie trafiła tylko jedna taka oferta. Jak mówi Piotr Wieszczyk, przez pół roku nikt nawet nie chciał obejrzeć tego 40-metrowego mieszkania. – Klienci owszem dzwonili, bo cena była dość atrakcyjna, ale jak słyszeli, na jakich zasadach ma się odbyć transakcja, to natychmiast rezygnowali z oglądania nieruchomości – przyznaje Wieszczyk.