Klaudiusz S., broker nieruchomości, który nie miał licencji pośrednika, spółdzielcze własnościowe mieszkanie na Bemowie oferował kilku klientom. Lokal był wstawiony do agencji nieruchomości, w której pracował. W połowie lutego br. w kancelarii notarialnej na Ochocie doszło do podpisania pierwszej umowy przedwstępnej sprzedaży tej nieruchomości. Klient zapłacił gotówką 20 tys. zł zaliczki. Cenę mieszkania ustalono na 320 tys. zł.
U tego samego notariusza
Dwa tygodnie później Klaudiusz S. chciał zawrzeć kolejną umowę z nowymi nabywcami. Strony stawiły się w tej samej kancelarii notarialnej. Do transakcji jednak nie doszło. Do akcji wkroczyła policja.
– Jeszcze przed podpisaniem umowy sprzedaży niedoszli nabywcy zaczęli mieć wątpliwości co do rzetelności sprzedającego – tłumaczy Monika Lewandowska ze stołecznej prokuratury. – Powiadomili policję. Wcześniej klienci sprawdzili w spółdzielni dokumenty, które przedstawił im Klaudiusz S. Okazało się, że zaświadczenie z SM Wola mówiące, że sprzedający ma prawo do mieszkania, zostało sfałszowane.
– Pierwszy raz wyszła u nas na jaw próba oszustwa – mówi Robert Ambroziak, prezes spółdzielni mieszkaniowej Wola, w zasobach której jest lokal przy ul. Blatona.
– Szczęśliwie podejrzliwością wykazali się sami nabywcy. Niestety, notariusze nie zawsze są tak czujni. Nie zawsze też weryfikują dokumenty – dodaje prezes Ambroziak.