Wiele osób, które mają kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich, uważa się za ofiary banków. Bankowcy z kolei tłumaczą, że nikt nie zmuszał ich klientów do podejmowania ryzyka kursowego, tylko sami chcieli zarobić na zmianach kursu waluty szwajcarskiej waluty.
Co poradzić osobie, która na początku 2008 r. pożyczyła na mieszkanie 300 tys. zł, a dziś do spłaty ma prawie 430 tys. zł. Czy państwo powinno interweniować w obronie zadłużonych frankowiczów?
- Banki - w swojej ocenie - nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za własne działania. Jest to dla mnie niepojęte. Kucharz, który ugotuje potrawę z nieświeżych składników, poniesie odpowiedzialność. Mechanik, który źle naprawi auto - np. wstawi nieoryginalne, niesprawdzone części - także. Nawet, jeśli nic się nikomu nie stanie. Wystarczy udowodnić ten fakt. Tymczasem bankowcy, którzy sprzedają klientom ryzykowne kredyty czy namawiają ich do zakupu opcji walutowych, żadnej odpowiedzialności nie ponoszą. Wszystkiemu jest winny klient, bo ...widziały gały, co brały - uważa Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy.
Do 2011 roku można było uzyskać kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich (CHF), euro (EUR) i dolarach amerykańskich (USD). Kredyty te były łatwo dostępne i – w porównaniu do kredytów złotówkowych – nisko oprocentowane. Obecnie chętni na zaciągnięcie kredytów hipotecznych w walutach obcych mogą wybrać kredyty w EUR i USD, jednak ich dostępność została bardzo mocno ograniczona.
Jak przypomina Leszek Zięba, ekspert Aspiro, kredyty we frankach szwajcarskich w okresie największego popytu na kredyty walutowe, czyli w pierwszej połowie 2008 roku, stanowiły blisko 80 proc. wszystkich udzielanych kredytów.