O ile w pierwszej połowie ubiegłego roku na rynku gruntów pod budowę i mieszkaniowym zawierano niewiele transakcji, o tyle w drugiej połowie sytuacja zaczęła się zmieniać na korzyść sprzedających. Od jesieni zainteresowanie ziemią rośnie. Deweloperzy nie tylko rozglądają się za ofertą, skala zawieranych transakcji jest coraz większa. – Jeśli ten trend się utrzyma, działki budowlane w wybranych lokalizacjach zaczną w tym roku drożeć – prognozuje Piotr Suchodolski, przedstawiciel firmy doradczej Wealth Solutions. Co więcej, zdaniem Łukasza Madeja z ProDevelopment Group, gdzieniegdzie już widać pierwsze delikatne podwyżki.
Przygotowane oferty
Deweloperzy nie szukają gruntów po to, by zwiększyć zasoby swoich banków ziemi. Potrzebują ich pod nowe projekty i chcą jak najszybciej zacząć budowę. – Ich uwagę przykuwają areały, na których można postawić niezbyt duże osiedla liczące średnio ok. 150, co najwyżej 300 mieszkań – mówi Łukasz Madej. I tłumaczy, że chodzi o to, by przy dobrych projektach cena ziemi nie przekraczała 15–20 proc. całkowitych kosztów realizacji projektu.
Popyt na dobre lokalizacje jest widoczny szczególnie w stolicy. Tu deweloperzy celują w okolice dobrze rozpoznawalne przez klientów, np. przemysłową część Mokotowa albo Bielany, blisko metra.
Budzi się również apetyt na grunty w Krakowie. – Od 2012 r. miałem na sprzedaż kilka działek inwestycyjnych blisko centrum miasta. Przez wiele miesięcy nie wzbudzały żadnego zainteresowania – opowiada Jan Zieleniewski, właściciel krakowskiego biura Inter-Polmex. – Jesienią 2013 r. sytuacja się zmieniła i wszystkie oferty zostały niemal błyskawicznie sprzedane. Od kilku miesięcy wydzwaniają do mnie deweloperzy szukający nowych gruntów – dodaje Zieleniewski.
Paweł Grząbka, szef firmy doradczej CEE Property Group, największego popytu na działki pod budownictwo jednorodzinne i wielorodzinne spodziewa się na peryferiach miejskich. – Grunty będą się dobrze sprzedawać tam, gdzie mieszkania mogą spełnić kryteria programu „Mieszkanie dla młodych" (MdM), czyli będą tanie – opowiada Paweł Grząbka. – W grę wchodzą więc obrzeża większych miast, np. Ursus, Włochy czy Białołęka w Warszawie. W niektórych miastach, np. w Poznaniu, w ramy programu „MdM" mogą wejść mieszkania budowane nawet bliżej centrum – dodaje Paweł Grząbka,