W sierpniu deweloperzy ruszyli z budową prawie 11 tys. mieszkań – oszacował GUS. To prawie tyle samo ile rok wcześniej. Aktywność firm jest już taka jak przed lockdownem. W I kwartale deweloperzy ruszali z budową średnio 10,6 tys. lokali miesięcznie, w kwietniu i maju tylko 6,2 tys. W czerwcu wskaźnik odbił do 9,3 tys., by w lipcu sięgnąć aż 12,3 tys.
Spowodowaną lockdownem wyrwę widać w danych skumulowanych: po ośmiu miesiącach liczba mieszkań w rozpoczętych inwestycjach wynosiła 76,8 tys., czyli o ponad 14 proc. mniej niż rok wcześniej. W całym 2019 r. rozpoczęto budowę 142 tys. lokali.
Jeśli chodzi o pozwolenia na budowę, dane miesięczne potrafią się mocno wahać. W sierpniu deweloperzy dostali zielone światło na postawienie 12,3 tys. mieszkań – to co prawda o 12 proc. mniej niż rok wcześniej, ale zgodnie ze średnią ze „zdrowego" I kwartału tego roku. W kwietniu i maju wskaźnik spadł sporo poniżej średniej, by w kolejnych miesiącach bardzo mocno podskoczyć – w czerwcu do aż 16,6 tys.
Po ośmiu miesiącach roku liczba mieszkań w inwestycjach objętych pozwoleniem na budowę sięgnęła 100,6 tys., o 5,7 proc. mniej rok do roku.
Gra podaży i popytu
– Pomijając dużą amplitudę zmian spowodowaną pandemią, wyniki po ośmiu miesiącach można uznać za zupełnie dobre – ocenia Kazimierz Kirejczyk, wiceprezes firmy JLL. – Nawet bez wiedzy o pandemii można było przecież już rok temu przewidywać lekkie wyhamowanie skali nowych inwestycji. Działalność inwestycyjna ma dużą bezwładność i to niemożność szybkiego wyhamowania podaży przy zmniejszającym się popycie jest najczęstszą przyczyną problemów na rynku mieszkaniowym – dodaje.