Rząd we wtorek postanowił uzupełnić przepisy o cenach minimalnych energii, dokładając obowiązki dla przedsiębiorców. Tymczasem, jak mówi strona społeczna, w obowiązującej już ustawie o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców energii elektrycznej, jeszcze na etapie sejmowym większość zignorowała całkowicie głosy wskazujące na możliwe nierówności społeczne w proponowanych rozwiązaniach. Senat też sytuacji nie naprawił.
Wszystkim po równo
Wskutek tego ustawa, która ma obowiązywać wszystkich od 2023 r., ma błędne podejście do naliczania opłat za części wspólne budynków.
Części wspólne to klatki schodowe, oświetlenie, windy, ale i pompy. Jak mówi Tomasz Jórdeczka ze Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP, problem wystąpi przy różnej liczbie punktów pomiarowych odbioru energii w częściach wspólnych i różnej wielkości budynków.
– Nowe rozwiązania przewidują, że limit energii, nazwijmy ją tańszej, dla każdego punktu poboru energii elektrycznej wynosi 2 tys. kWh rocznie. Do tej wysokości zużycia cena prądu będzie liczona po ustalonej cenie. Powyżej będzie obliczana po cenie rynkowej. Nietrudno policzyć, że blok z jednym punktem ma dwa razy mniejszy limit tańszego prądu niż taki sam blok z dwoma punktami. A tak budowano kiedyś, nie wiadomo dlaczego – wyjaśnia Tomasz Jórdeczka, który jest też prezesem spółdzielni mieszkaniowej w Bielsku-Białej.
Czytaj więcej
Rząd proponuje maksymalną cenę za prąd dla gospodarstw domowych na poziomie 693 zł/MWh, a dla odbiorców wrażliwych, samorządów i MŚP 785 zł/MWh - wynika z wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego i slajdów Kancelarii Premiera.