Tajemnicze ruiny
Starożytna Germa (Garama), jakieś sto kilometrów na zachód od Murzuq w Libii, wygląda jak cmentarzysko rozbitych glinianych garnków. Niegdyś była wielkim miastem. Garamantowie opanowali technikę rzeźbienia ładnych fryzów, budowy rydwanów oraz łupienia karawan. Budowali pałace i systemy irygacyjne. Zamienili półpustynne oazy w ogrody.
Dziś po mieście zostały tylko skorupy. W obrębie wypłukanych przez deszcze murów jedyną formą życia są porosty o urodzie przemysłowych śmieci. Na gruzach stolicy saharyjskiego imperium nie włóczą się nawet bezpańskie psy. Cisza i groza. Wokół resztki murów i krytych niegdyś palmowymi liśćmi domostw. Małych, skromnych i ciasnych. Z glinianych zwalisk wystają fragmenty ludzkich kości. Czyżby to ślady po grobach Garamantów? Czy ich wrogów, którzy stracili życie w walce i zostali pochowani w środku miejskich murów? Nie dowiemy się nigdy.
W zachodniej części rumowiska wypłukany kolos ulepionej z błota cytadeli. Z jakich czasów? Trudno ustalić. Deszcze w tej części Sahary padają wyjątkowo rzadko, a jednak zdołały wypłukać życie z murów miasta Germa. Ich fundamenty muszą mieć setki, jeśli nie tysiące lat. Czemu Garamantowie nie używali kamienia? Z lenistwa, czy w naiwnym przekonaniu, że woda to żywioł, który można ujarzmić? Owszem, zamykali wodę w podziemnych kanałach. Nawadniała setki hektarów pól w Wadi al-Hayat, Wadi Shati i okolicznych dolinach. Do dziś trwa spór, czy nomadzi mogli sami dopracować się wyrafinowanego systemu irygacyjnego, czy pomagali im Rzymianie. To od nich wiemy najwięcej o Garamantach.
Rzymianie na Saharze
Rzymianie byli sąsiadami z północy. Przypisują sobie cywilizowanie Garamantów i udane wyprawy wojenne. Tacyt i Pliniusz relacjonują rajdy rzymskich kohort podejmowane przeciw Garamantom po ich zbrojnych wycieczkach na prowincje nadmorskie. W 19 roku przed Chrystusem zdobył Germę rzymski namiestnik, Korneliusz Balbus.
90 lat później w stronę Wadi al-Hayat wybrał się prokonsul Waleriusz Festus, tym razem jednak samo pojawienie się rzymskich oddziałów pod murami miasta skłoniło Garamantów do przyjęcia formalnej zwierzchności Imperium Romanum. Na krótko jednak. Czterokonne rydwany Garamantów szybko znów pognały na północ. I znów na południe wyprawili się Rzymianie. I tak bez końca.
Oprócz wojen łączyły jednak Garamantów z Rzymianami również stosunki handlowe i widoczne po dziś dzień ślady bezgranicznej fascynacji nomadów kulturą Rzymu. Z pewnym wzruszeniem ogląda się dziś garamantejskie fryzy z czasów Chrystusa, z motywem wędrujących wielbłądów albo rzeźbę, w której można bez trudu dopatrzeć się wpływów łacińskich, greckich, bądź etruskich. Rzymianie żyli i umierali w Germie. Jest na to dowód w postaci rzymskiego pomnika i rzymskich grobów. Skąd wiemy, że rzymskich? Otóż, w niewielkiej odległości od pomnika znaleziono rzymskie urny z nadpalonymi ludzkimi kośćmi. Garamantowie chowali swoich zmarłych inaczej. Budowali dla nich niewielkie, ceglane piramidy z otwartym u szczytu wietrznikiem, przez który dusze zmarłych były wynoszone przez święte ptaki na nieboskłon. Do dziś w pobliżu Germy zwiedza się takie cmentarze. Z niektórych piramid została kupa błota. Inne zachowują swój kształt i ciągle chronią szczątki zmarłych.