Kilkanaście lat temu specjaliści zajmujący się rynkiem nieruchomości zachęcali inwestorów do większego zainteresowania terenami, na których można postawić budynki mieszkalne lub o przeznaczeniu komercyjnym. Oczywiście mieli rację. Nie udało im się jednak przewidzieć, że ceny gruntów wzrosną tak szybko i tak bardzo zmienią się relacje między wartością dobrze ulokowanych działek i budynków.
Jeszcze dziś o cenie wywoławczej domu nierzadko decyduje jego wielkość i stan techniczny. Coraz częściej jednak osoby, które potrafią inwestować odważnie, kupują nieatrakcyjne budynki na ładnych działkach w dobrych dzielnicach. Stojący w takim miejscu klocek z lat 60. jest skazany na gruntowną przebudowę, którą ze względów formalnych łatwiej przeprowadzić niż nową inwestycję. W rzeczywistości na miejscu klocka powstaje nowy budynek.
Dodatkową zaletą takiej operacji jest to, że w atrakcyjnym miejscu pusta działka kosztuje zwykle więcej niż zabudowana. Część inwestorów obawia się ryzyka związanego z wyburzeniem lub przebudową istniejącego domu, zwłaszcza gdy jest to budynek, którym mógłby się zainteresować konserwator zabytków. Sporo perełek architektury padło ofiarą pochopnych wyburzeń.
Nieunikniony jest proces rozszerzania się przedmieść, co musi się łączyć z odrolnianiem kolejnych gruntów. Ludzie, zwłaszcza ci, którzy dysponują ograniczonymi środkami, budują domy coraz dalej od centrów miast. A to nakręca ceny w miejscach uważanych dotąd za mało atrakcyjne. Nic więc dziwnego, że w Warszawie nowy szeregowiec w stanie deweloperskim na niewielkiej działce (do 300 mkw.) kosztuje dziś około 700 tys. zł, a gierkowski sześcian na działce powyżej 700 mkw. ponad 1 mln zł. W segmencie można zamieszkać za kilka miesięcy, a klocek wymaga znacznych nakładów. Mimo to ten drugi wariant jest docelowo znacznie lepszą inwestycją.
[ramka][srodtytul]W długim terminie nie powinieneś stracić[/srodtytul]