Od 1 stycznia 2009 roku mieszkania i domy, które będą sprzedawane lub wynajmowane, muszą posiadać świadectwa energetyczne. Temu obowiązkowi mają podlegać także nowe budynki oddawane do użytkowania. Pośrednicy, zarządcy i właściciele budynków obawiają się, że będzie brakować osób uprawnionych do wykonywania paszportów energetycznych i że mogą być one zbyt drogie. Pojawiły się też podejrzenia, że robienie świadectw, to sprytny sposób, żeby stworzyć bazę danych do katastru.
Świadectwa energetyczne będą mogły wydawać osoby z uprawnieniami budowlanymi do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno-budowlanej lub instalacyjnej, a także takie, które skończą roczne studia podyplomowe lub przejdą odpowiednie szkolenie i i zdadzą egzamin.
– Obawiam się, że inżynierowie, którzy z klucza mogą się tym zająć, nie będą zainteresowani, gdyż zazwyczaj mają dobrze płatne posady – mówi inżynier Jan Król, prowadzący szkolenia na temat metodologii obliczania świadectw energetycznych.
– Raczej będzie można liczyć na ludzi po kursach, ale może być ich zbyt mało. Rocznie w Polsce przedmiotem obrotu jest nawet około milion nieruchomości – dodaje Tomasz Lebiedź z Lebiedź Consulting.
Nie brakuje opinii, że przyjęta metodyka wykonywania świadectw jest zbyt czasochłonna i skomplikowana. Efektem końcowym obliczeń świadectwa jest określenie ilości energii niezbędnej do funkcjonowania budynku lub jego części, przy założonym standardzie i przeznaczeniu, określana tzw. wskaźnikiem EP. Pierwszym krokiem w obliczeniach jest analiza budynku pod względem wymiarów i zastosowanych do budowy materiałów. Na tej podstawie obliczane są współczynniki przewodzenia ciepła przez przegrody, a następnie współczynniki strat ciepła. Ale zanim certyfikator przystąpi do obliczeń, musi dokonać oględzin budynku lub lokalu, wykonać zdjęcia i szkice i zapoznać się z całą dokumentacją.