Jesteśmy właścicielami, ale do zera ograniczono nam możliwość korzystania z naszych nieruchomości – mówi z goryczą Witold Korzeniowski, właściciel 5 ha lasu [link=http://www.zyciewarszawy.pl]w Wawrze[/link]. – Przed wojną były tu parcele budowlane. Powojenne władze teren zalesiły, nie pytając nas o zgodę.
Podobny los spotkał ośmiohektarową działkę Lubomira Jastrzębskiego [link=http://www.zyciewarszawy.pl]na Białołęce[/link] i 3,5 tys. hektarów należących do tysięcy innych warszawiaków. Od pokoleń są właścicielami dużych nieruchomości w obrzeżnych dzielnicach miasta. Teraz ich działki leżą w obszarze krajobrazowo chronionym.
– To oznacza, że hamak mogę sobie powiesić, grzyby pozbierać. Tak jak wszyscy inni, bo terenu ogrodzić również nie mogę – mówi Korzeniowski.
[srodtytul]Domy albo pieniądze[/srodtytul]
Jednak nie do komunistycznej władzy, która zalesiła im działki, mają pretensje właściciele. – Studium zagospodarowania Warszawy uchwalili dzisiejsi włodarze miasta. I co? Nasze ziemie nadal uznane są w nich za las. I nic zbudować na nich nie możemy – mówi Jastrzębski. Dodaje, że na wielu spotkaniach z władzami stolicy przekonywali, iż chcą tylko zezwolenia na jednorodzinne domy. – Przecież nie chodzi nam o wycinanie lasu, ale o zabudowę 10 – 20 proc. naszych nieruchomości – mówi Jastrzębski. – Urzędnicy niby kiwają głowami ze zrozumieniem, ale my nadal budować nie możemy.