Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy Oppeheim Enterprise
„Rodzina na swoim" nawet po zmianach nie jest programem, który pomaga biedniejszym Polakom w kupnie mieszkania. Ma wiele luk, dofinansowuje spryciarzy, pozwala na obejścia ustawowych zasad i wyciąganie pieniędzy z budżetu państwa przez osoby, które wsparcia w nabywaniu pierwszego M wcale nie potrzebują.
Moim zdaniem „Rodzina" niesie pomoc głównie dobrze sytuowanym i bogatym, gdyż posiadanie zdolności kredytowej na zakup mieszkania jest dziś jest coraz trudniejsze. Grupa potencjalnych kredytobiorców z miesiąca na miesiąc się kurczy. Dopłacamy więc z budżetu państwa najzamożniejszej części społeczeństwa — nie ma bowiem w ustawie ograniczenia w wysokości uzyskiwanych dochodów. Nawet jeśli zarabiamy kilkaset tysięcy zł miesięcznie i spełniamy warunki „Rodziny" — kredyt uzyskamy.
Irytująca jest też przypadkowość wyłączeń w „Rodzinie". Jeśli singiel był wcześniej właścicielem innej nieruchomości (lub współwłaścicielem), to nie może ubiegać się o kredyt z dopłatą. Nie dotyczy to pozostałych grup kredytobiorców – np. małżeństw i osób samotnie wychowujących dzieci. Dlaczego?
Mogą więc być posiadaczami kilku nieruchomości i porozdawać je rodzinie (przed zawarciem umowy o kredyt z dopłatami), a potem udać się po kredyt ze wsparciem od państwa.