Zdaniem prof. Ireny Lipowicz, rzecznika praw obywatelskich, za czasów PRL właścicielom często odbierano majątki z naruszeniem obowiązującego prawa. Co prawda kolejne władze demokratycznej Rzeczypospolitej deklarowały chęć rozwiązania problemu, niestety do tej pory nie uczyniły tego w sposób systemowy.

Rzecznik zauważa, że dochodzi do quasi-reprywatyzacji. Pojawiają się bowiem przepisy, które przewidują zadośćuczynienie, ale tylko dla wybranych grup poszkodowanych. Wśród nich są m.in. Zabużanie, którzy na podstawie ustawy zabużańskiej mogą otrzymać rekompensatę w wysokości 20 proc. utraconego mienia. Tymczasem inne grupy pozbawionych majątku, np.  dawni właściciele ziemscy, właściciele lasów  czy przedsiębiorstw, nie mają prawa do żadnej rekompensaty. Rzecznik zdaje sobie sprawę, że głównym problemem braku ustawy reprywatyzacyjnej są pieniądze. Jej uchwalenie wiązałoby się bowiem ze znacznym obciążeniem budżetu państwa. Nie jest to jednak właściwe usprawiedliwienie, paradoksalnie bowiem także brak odpowiednich przepisów może sporo państwo kosztować.

Od lat trwa bowiem oddolna, „indywidualna" reprywatyzacja w sądach. Po wieloletnich procesach państwo nierzadko, czy tego chce, czy nie, musi płacić odszkodowania i zwracać nieruchomości.

Dlatego zdaniem RPO ustawa reprywatyzacyjna może się okazać wcale nie takim drogim rozwiązaniem. O zajęcie stanowiska w tej sprawie rzecznik prosi premiera Donalda Tuska.