Jak się sprzedaje mieszkania za granicą

Agencje nie potrzebują lokalnych przedstawicielstw. Ludzie ich nie odwiedzają. Mają w nosie, gdzie są zlokalizowane - przekonuje założyciel taniej agencji on line.

Aktualizacja: 10.12.2013 15:53 Publikacja: 10.12.2013 12:20

Jak się sprzedaje mieszkania za granicą

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

eMoove to firma sławna nie tylko z tego, że zrewolucjonizowała brytyjski obrót nieruchomościami. To także nadzieja dla tych, którzy chcą kupić lub sprzedać dom.

To nie tania sztuczka

- Paskudne praktyki, takie jak "podrasowywanie" i "pompowanie" ofert odejdą w przeszłość - mówi założyciel pierwszej taniej agencji nieruchomości on line, który zaczyna skutecznie walczyć z konkurentami z "realu".  Korzystając z cyfrowego biznesu Russella Quirka trzeba zapłacić 395 funtów plus VAT od transakcji, podczas gdy największe i najbardziej prestiżowe agencje pobierają od 1 do 2 proc. od wartości nieruchomości.

Lecz dla pochodzącego z Essex agenta nieruchomości, który miesiąc temu sprzedał dom w Belsize Park parze aktorów, niskie opłaty nie oznaczają niskiej jakości usług. Nie są tanią sztuczką. - To najłatwiejszy zawód na świecie - mówi Russell Quirk. - Profesjonalizm w odbieraniu telefonów nie jest wart 6 tys. funtów marży - ocenia.

Ojciec trojga dzieci dodaje, że oszczędne gospodarowanie informacją o tym, jak wielu jest chętnych do zakupu, aby podnieść cenę nieruchomości lub zawyżanie wartości domów wystawianych na sprzedaż stały się znakami firmowymi całej branży. Jego zdaniem to skutek wygórowanych kosztów transakcyjnych. A te były tak wysokie, że zachęcały agentów do oszczędnego gospodarowania prawdą. Kreowało to obraz dużych chłopców i pogarszało wizerunek całej branży.

- eMoov jest znacząco tańszy od wielkich agencji nieruchomości, a zatem jego pracownicy nie potrzebują oszukiwać, posługiwać się kłamstewkami, nie muszą walczyć - mówi  Russell Quirk, który sam wywodzi się z rodziny agentów nieruchomości o dużych tradycjach.
eMoov wyrósł na gruzach powstałych po załamaniu się rynku domów, podczas którego zbankrutowała również tradycyjna, mająca pięć przedstawicielstw firma Quirka.

- Musiałem sobie przypomnieć lekcję, kiedy obserwowałem porażkę mojego ojca próbującego ratować przedsiębiorstwo dziadka, który miał 900 przedstawicielstw. Kiedy nastąpiła recesja, znalazłem się w pułapce. Jak większość niezależnych agentów nieruchomości żyłem z miesiąca na miesiąc, a pieniądze szły na szybkie samochody i prestiżowe numery rejestracyjne. Kiedy liczba transakcji się zmniejszyła, to nie było już z czego opłacić miesięcznych rachunków, opiewających na 60 tys. funtów. Takie były koszty bieżące i koszty wynajmu lokali - opowiada pośrednik.

Tak więc w 2009 roku Quirk zwolnił jedną trzecią personelu i powrócił do osobistego oglądania i oszacowywania domów. Ostatecznie Quirk skonsolidował swoje dwa ostatnie biura. Jeden ze zwolnionych lokali sprzedał. Przyniosło mu to 25 tys. funtów.
Wszystko to pozwoliło na włączenie światełka w tunelu.

Nowe szanse

Kryzys wyszarpnął dywan spod stóp całej branży nieruchomości w Wielkiej Brytanii, ale też stworzył nowe szanse - wspomina założyciel eMoov. - Uświadomiłem sobie, że agencje nieruchomości nie potrzebują już lokalnych przedstawicielstw. Ludzie nie odwiedzają biur agencji nieruchomości i mają w nosie, gdzie są one zlokalizowane. Rynek stał się bardziej wyrafinowany dzięki wielkim portalom nieruchomościowym, które nawet w czasach kryzysu przyciągały miesięcznie 15 mln odwiedzających.

- W ciągu 24 godzin od decyzji o sprzedaży domu, oferta znajdowała się już na portalu odwiedzanym przez miliony rodzin - mówi Quirk. - Te portale stały się witrynami wystawowymi agencji nieruchomości - dodaje. W czerwcu 2010 roku kwatera główna firmy eMoov znalazła się w salonie domu Quirka w Basildon, podczas gdy rynek był bardzo trudny, a liczba transakcji wciąż niska.

- To było jak jogging z plecakiem pełnym kamieni, a na domiar złego byłem jeszcze za mały - mówi Quirk. I wtedy zaczął surfować w Internecie, korzystając z wyszukiwarek, płacąc za usługi w Google. - To był całkiem nowy pomysł na prowadzenie biznesu. A mając na swojej liście tylko 25 nieruchomości, musieliśmy dowieść ludziom, że jesteśmy wiarygodni. Dotarliśmy do mediów społecznościowych, by pokazać ludziom, kim jesteśmy i o co nam chodzi. Kiedy nieruchomość trafiała do naszej oferty, krzyczeliśmy o tym pod niebiosa, ale też gromadziliśmy referencje, rekomendacje i poświadczenia, po to, by zwiększyć naszą ofertę. Naszym celem było wystawienie oferty stu nieruchomości, co osiągnęliśmy w 2011 roku. Od tego momentu sprawy potoczyły się lepiej - opowiada agent.

Milionowe obroty

Dziś na stronie internetowej eMoov wystawia 1,4 tys. nieruchomości. - W przyszłym miesiącu nasze obroty sięgną 1 mln funtów. Prognozy sprzedaży przewidują jej podwojenie w ciągu 12 miesięcy - zapowiada Quirk. - Robimy to samo, co agencje nieruchomości w realu, z wyjątkiem tego, że nie uczestniczymy w oględzinach.

Za kilkaset funtów internetowe agencje nieruchomości, których jest już kilka, mogą dostarczyć fotografii i "symulacji" powierzchni poszczególnych pięter, a także doradzać w sprawie cen i rynków nieruchomości na wszystkich najważniejszych portalach.

Sprzedający wykorzystują dane o cenach metra kwadratowego, by wyrobić sobie własny pogląd o wartości własnej nieruchomości. - Od momentu, kiedy dołożyliśmy własną wycenę, opartą o historię nieruchomości, umożliwiliśmy sprzedającemu sporządzenie własnego operatu, mówiącego, co ile jest warte - opowiada agent. - Sprzedający ma dziś także o wiele więcej danych, by samemu doradzać w sprawie lokalnych warunków, szkół, czy lokalnych podatków, niż kiedyś "Jasiek", lokalny przedstawiciel agencji nieruchomości - dodaje.

Przy tej ilości powszechnie dostępnej informacji cała magia wiedzy agenta pryska. - Ludzie dziś wiedzą, od jak dawna nieruchomość jest na rynku. Tajemnicę diabli wzięli. Agencje nie mogą już uzasadnić tak wysokich kosztów transakcyjnych - mówi  Quirk.

Agent nie wyklucza, że zawsze będzie popyt na usługi pośredników, którzy dostarczą wszystko na srebrnej tacy, za co niektórzy ludzie będą skłonni dużo zapłacić. - Ale to nie superbogacze decydują o popycie na nasze usługi - podkreśla Quirk. - Obrotni posiadacze nieruchomości z najwyższej półki znają się na inwestycjach i umieją kontrolować finanse. Nie dadzą się więc "zbajerować" agentom. W ubiegłym miesiącu sprzedaliśmy czteropokojowy bliźniak w Muswell Hill. Cena wywoławcza to 1,4 mln funtów. Transakcyjna - 1,35 mln funtów. To przyniosło oszczędności na kosztach transakcyjnych 19,6 tys. funtów - opowiada.

Trzy największe agencje nieruchomości on line zapowiadają nadejście rewolucji. - Ale branża wydaje się tego nie dostrzegać - mówi  Quirk.

eMoove to firma sławna nie tylko z tego, że zrewolucjonizowała brytyjski obrót nieruchomościami. To także nadzieja dla tych, którzy chcą kupić lub sprzedać dom.

To nie tania sztuczka

- Paskudne praktyki, takie jak "podrasowywanie" i "pompowanie" ofert odejdą w przeszłość - mówi założyciel pierwszej taniej agencji nieruchomości on line, który zaczyna skutecznie walczyć z konkurentami z "realu".  Korzystając z cyfrowego biznesu Russella Quirka trzeba zapłacić 395 funtów plus VAT od transakcji, podczas gdy największe i najbardziej prestiżowe agencje pobierają od 1 do 2 proc. od wartości nieruchomości.

Pozostało 91% artykułu
Nieruchomości
Biurowiec The Form otwarty na najemców
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nieruchomości
Develia sprzedała grunt przy Kolejowej we Wrocławiu
Nieruchomości
Robyg wybuduje osiedle przy zabytkowym browarze Haasego. Prawie 1,5 tys. mieszkań
Nieruchomości
Rynek nieruchomości rok po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nieruchomości
Mieszkaniówka na karuzeli