W czasie dyskusji o nowym prawie, które ma pomóc posiadaczom kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich, usłyszałam takie uzasadnienie: "frankowiczom, których nie stać na płacenie wysokich rat z powodu wzrostu kursu CHF należy bezwzględnie pomóc, bo są ofiarami banków.Szczególnie gdy stracili pracę, przez kłopoty finansowe - partnera i w związku z tym podupadli na zdrowiu... Trzeba ich ratować...".

Tak, zgadzam się: osobom będącym w trudnej sytuacji życiowej należy pomagać. Nie można patrzeć na to, że tracą mieszkania kupione za frankowy kredyt i zostają z długiem (choć zakładam, że wiedzieli, co to kurs franka, biorąc na siebie dobrowolnie walutowe zobowiązanie).

Trudno jednak uznać, że pomoc dla zadłużonych ponad miarę frankowiczów to priorytet. Dlaczego nie stworzyć, przy okazji pomocy tej grupie kredytobiorców, specjalnych praw dla eurowiczów i złotówkowiczów? Ci ostatni także mogą  mieć kłopoty ze stałą pracą, ze zdrowiem, a przez lata płacili raty wyższe niż frankowicze, bo nie zdecydowali się wziąć na siebie ryzyka kursowego, nawet za cenę raty niższej o 30 proc. w stosunku do takiego samego zobowiązania w CHF. Z danych Związku Banków Polskich wynika, że zdecydowana większość Polaków zakredytowanych na mieszkanie spłaca swoje zobowiązania terminowo: niespełna 3 proc. posiadaczy kredytów hipotecznych z opóźnieniem reguluje należności. W przypadku złotówkowiczów jest to 2,7 proc., a w grupie kredytów walutowych 2,9 proc.

Jeśli zatem pomagać, to nie tylko frankowiczom w kłopotach. Lepiej mądrze poprawić prawo o upadłości konsumenckiej, które pomoże wszystkim kredytobiorcom w trudnej sytuacji. Dzisiejsze przepisy to fikcja. Jednak równie złym rozwiązaniem byłyby regulacje faworyzujące grupę zadłużonych w jednej walucie.