– Są inwestorzy, którzy wolą rynek nieruchomości komercyjnych niż mieszkaniowych. Z reguły mogą liczyć na wieloletnie umowy najmu, poza tym nie obowiązują wtedy przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów, których wielu inwestorów się obawia – zauważa Artur Kaźmierczak, prezes zarządu Mzuri Investments i członek zarządu firmy Mzuri, która zarządza mieszkaniami, domami i lokalami na wynajem w największych miastach.
Liczenie zysków
Żeby jednak inwestować na rynku nieruchomości komercyjnych, z reguły trzeba mieć większy kapitał niż w przypadku inwestycji w mieszkania na wynajem. – Ale zdarzają się i inwestycje na małą skalę. Jeden z klientów Mzuri Investments kupił 22-metrowy lokal użytkowy w suterenie kamienicy na warszawskiej Pradze-Południe. Lokal, położony od podwórza, kosztował 125 tys. zł. Wydawał się mało atrakcyjny, ale inwestor wynajął go na dobrych warunkach salonowi tatuażu – opowiada Kaźmierczak. – W innych miastach na małe biuro albo mały lokal użytkowy wystarczy już 50 tys. zł – dodaje.
Na biuro można też zaadaptować mieszkanie. – Taka inwestycja wydaje się o tyle bezpieczna, że zawsze można przywrócić pierwotną funkcję lokalu – ocenia Jarosław Mikołaj Skoczeń z Emmerson Realty, firmy doradczej i pośredniczącej w obrocie nieruchomościami. – Ostatnio modne staje się zresztą łączenie tych dwóch funkcji, czyli mieszkania z małym biurem – zauważa.
Według Skoczenia lokal o powierzchni 50–70 mkw. powinien się składać z dużego holu z bezpośrednim wejściem do dużego pokoju. – Łazienka i WC powinny być osobne. Dodatkowym atutem będą duże okna. Część mieszkalna powinna być mało widoczna – mówi przedstawiciel Emmerson Realty. – Ceny takich mieszkań w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu to 400–500 tys. zł. Jeśli będziemy je wynajmować bez dłuższych przerw, to inwestycja powinna się zwrócić w 15–20 lat. Wszystko zależy od koniunktury na rynku i rozwoju małych firm, do których oferta jest skierowana.
W ocenie Marcina Krasonia, analityka Home Brokera, największe szanse na powodzenie mają inwestorzy w dużych miastach, gdzie najłatwiej o najemcę. – W reprezentacyjnym punkcie kilkunastotysięcznego miasta powiatowego takie mieszkanie bez problemu kupimy za 150 tys. zł, jednak liczba potencjalnych najemców będzie tam mocno ograniczona – zauważa Krasoń.