Nie w maju, ale właśnie teraz, kiedy wokół jest brzydko, zieleń mizerna, drzewa łyse, a ptaki i kwiaty nie czarują. Dlaczego już? Bo o tej porze roku okaże się, czy dojazd na pole, które ma być działką budowlaną, jest w ogóle możliwy bez dodatkowych nakładów, czy nawet koła samochodu osobowego toną w błocie, a co dopiero ciężarówki z materiałami.

W pełnej krasie zobaczymy też otoczenie. Śniegu nie ma, więc bałagan na sąsiednich posesjach będzie widać gołym okiem. Zwiedzanie okolicy w tzw. sezonie grzewczym ma też tę zaletę, że można poczuć, czym pali w piecu sąsiad. A to, wbrew pozorom, bardzo ważne.

Na upatrzoną działkę warto też zabrać ze sobą potencjalnego wykonawcę. Ekspert, który zjadł zęby na domach jednorodzinnych, najlepiej oceni, czy wybrany budynek da się na niej postawić, jak zorganizować logistykę budowy etc. Spojrzy wokół i będzie wiedział, o co pytać w gminie, załatwiając formalności. Może się bowiem okazać, że okazałe drzewa uniemożliwią zrobienie bramy wjazdowej w optymalnym miejscu, a to wpłynie na ustawienie budynku na działce. Dziś firmy budowlane nie kręcą nosem, gdy potencjalny zleceniodawca oczekuje wsparcia na etapie oceny wybranej działki.

A kiedy już ziemia będzie kupiona, a na dodatek pozwolenie na budowę zostanie wydane, będzie można pójść do banku po kredyt na budowę domu. Rzadko banki rzadko są gotowe pożyczyć na kupno działki i budowę domu jednocześnie. No i kosztorys to podstawa. Banki przyjmują, że na postawienie ok. 150-metrowego domu potrzeba 330 tys. do 420 tys. zł i decydują się tylko na finansowanie inwestycji pod klucz. Zaniżone kosztorysy odrzucają.