Reklama
Rozwiń

Kiedy dłużnik hipoteczny jest bez szans

Tzw. przymusowi przedsiębiorcy – na których pracodawca wymógł samozatrudnienie – nie mogą ogłosić upadłości.

Publikacja: 09.11.2015 12:14

Kiedy dłużnik hipoteczny jest bez szans

Foto: Fotorzepa, Adam Burakowski Adam Burakowski

Swoje kredyty mieszkaniowe pan Jakub i pani Beata zaciągali kilka lat temu, gdy pracowali na etatach. W tarapaty finansowe wpadli niedawno, godząc się w międzyczasie na zamianę etatu na samozatrudnienie. Pani Beata robiła nawet dokładnie to samo co wcześniej, tylko na podstawie innej umowy. Chodziło o to, by pracodawca mógł zaoszczędzić na opodatkowaniu. Twierdzi, że gdyby się na to nie zgodziła, musiałaby się z pracą pożegnać.

Co łączy te dwie historie? Osobiste tragedie: rozwód, wypadek komunikacyjny, kredyt we frankach szwajcarskich i w efekcie niewypłacalność. Te dwie osoby, będące przedsiębiorcami z przymusu, nie mogą ogłosić upadłości konsumenckiej, bo z etatowców zostali samozatrudnionymi, a potem... mieli w życiu pecha. A to, że ich kredyty były zaciągane przed zmianą umowy o pracę i niewypłacalność nie ma żadnego związku z prowadzoną działalnością gospodarczą – nie ma znaczenia.

Historia 1: od wypadku do niewypłacalności

Pan Jakub, etatowy pracownik dużej firmy spedycyjnej, z dobrymi, stałymi dochodami, w 2008 roku kupił w Warszawie mieszkanie na kredyt – we frankach szwajcarskich. Nie miał innych zobowiązań, miał stabilną pracę, więc przez trzy lata spłacał raty regularnie. W 2011 r. wjechał w niego samochód, gdy przechodził przez przejście dla pieszych. Po wielomiesięcznej rehabilitacji pan Jakub nie w pełni sprawny wrócił do pracy. Po pewnym czasie dostał jednak wypowiedzenie (nie mógł już wykonywać  obowiązków związanych ze swoim stanowiskiem). Długo nie mógł znaleźć nowego źródła dochodu, wpadł w depresję, zaczął zalegać z płatnościami. Bank wypowiedział umowę kredytową i skierował sprawę do komornika.

Szukając zatrudnienia, pan Jakub został przyjęty do pracy do znanej firmy ubezpieczeniowej. Usłyszał jednak, że aby zarabiać, musi założyć działalność gospodarczą, bo ta firma zamiast etatu wymaga samozatrudnienia. W ciągu kilku miesięcy pracy jako agent wystawił jedną fakturę – na 107 zł. W czerwcu tego roku zamknął więc swoją działalność gospodarczą.

Pan Jakub ostatnio znalazł inną pracę, na umowę-zlecenie, za 2 tys. zł miesięcznie. Z tego 1 tys. zł zabiera mu dziś komornik. Ponieważ nie jest w stanie się za to się utrzymać – a jeszcze został niespłacony kredyt hipoteczny – w sierpniu tego roku pan Jakub złożył wniosek o upadłość konsumencką. Jego wniosek został oddalony ze względu na „brak zdolności upadłościowej". Dlaczego? Bo ustawa o upadłości konsumenckiej nie dotyczy przedsiębiorców. A pan Jakub miał przecież swoją firmę. Krótko, właściwie bez dochodów, ale według ustawy był biznesmenem.

Historia 2: franki z rozwodem w tle

Pani Beata wzięła pod koniec 2007 r. kredyt we frankach szwajcarskich na mieszkanie w podwarszawskim Piastowie. Spłacała dług z mężem do 2012 roku. Małżeństwo się rozpadło i doszło do rozwodu. Kobieta od tamtej pory została z ratami za mieszkanie i dzieckiem na utrzymaniu. Problemy z płynnością pojawiły się w 2013 roku, kiedy pani Beata na parę miesięcy straciła pracę. Opowiada, że mąż nie płacił alimentów i nie pomagał w spłacie kredytu, którego rata znacznie urosła.

Bank nie zgodził się na obniżenie rat. Potem wypowiedział umowę i sprawę skierował do komornika. Okazało się – po wypowiedzeniu umowy i przewalutowaniu kredytu – że zadłużenie pani Beaty wynosi 500 tys. zł, podczas gdy mieszkanie było warte 160 tys. zł.

Kobieta dobrowolnie sprzedała lokal, licząc, że to zatrzyma egzekucję. Cała kwota ze sprzedaży trafiła do banku. Pani Beata ma jedno czteroletnie dziecko, drugie urodzi się lada dzień. Komornik zabrał wszystko, co miała na koncie. Chciała złożyć wniosek o upadłość konsumencką. Okazało się to jednak niemożliwe. Pani Beata przez całe dorosłe życie pracowała na etacie. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie myślała, że będzie prowadzić działalność gospodarczą. Ale w maju 2015 r. pracodawca narzucił jej samozatrudnienie. Tym samym stała się przedsiębiorcą. Nie może więc upaść, nie może powstrzymać działań komornika. Wysłała pismo do banku z prośbą „o zawarcie ugody w zakresie dalszej spłaty kredytu hipotecznego oraz o zawieszenie egzekucji komorniczej". Zaproponowała bankowi, aby poczekał dłużej na należność, ze względu na jej trudną sytuację rodzinną i finansową: chce spłacać przez najbliższe 12 miesięcy po 250 zł miesięcznie. Gdy wróci do pracy z urlopu macierzyńskiego, chce płacić normalną ratę za mieszkanie, które i tak już do niej nie należy.

Rz: Nowa ustawa o upadłości konsumenckiej miała pomóc osobom, które nie ze swojej winy popadły w tarapaty finansowe.

Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy, ekspert w dziedzinie kredytów hipotecznych, właściciel firmy Oppenheim Enterprise. Obecnie prezes firmy Nieruchomości Boża Krówka specjalizującej się w sprzedaży przecenionych nieruchomości, zamianach mieszkań oraz w oddłużaniu osób, które wpadły w pułapkę kredytową. Wcześniej profesjonalny zawodnik brydża sportowego.:

I pomaga, bo jest świetnie napisana. Korzystne jest również to, że sędziowie nie doszukują się na siłę rażącego niedbalstwa wśród wnioskodawców. Znam kilka przypadków, kiedy dana osoba uzyskała status upadłego, pomimo faktu, że zgłosiła we wniosku blisko 50 różnego rodzaju zobowiązań. I bardzo słusznie: w tego typu sytuacjach o „rażącym niedbalstwie" czy nawet skrajnej nieodpowiedzialności można mówić, ale w przypadku pracowników pożyczkodawców.

Jak można udzielić kredytu osobie, która posiada już ponad 30 innych zobowiązań? Przecież każdy „doradca" bankowy może sprawdzić raport Biura Informacji Kredytowej na temat danego klienta. Także niektóre firmy pożyczkowe twierdzą, że korzystają z BIK.

Kiedy zatem konsument może skutecznie ogłosić upadłość – jak do tego podchodzą sądy, jak oceniają sytuację dłużników?

W sytuacji, w której nie jest w stanie obsługiwać swoich zobowiązań. Co wcale nie oznacza, że ta osoba w danym okresie nie osiąga żadnych dochodów. Na przykład jeden z upadłych klientów uzyskuje dochody na poziomie bliskim 12 tys. zł netto miesięcznie. Ale cóż z tego, kiedy jego zobowiązania to suma rat na poziomie blisko 20 tys. zł. Należało zatem przekonać sędziego, że tak znacząca kwota zadłużenia nie była konsekwencją lekkomyślności wnioskodawcy.

Jednak blisko 20 proc. wniosków zostaje przez sąd odrzuconych. W mojej opinii powodem tego może być np. rażące niedbalstwo wnioskodawcy, ale przy składaniu dokumentów. Ważna dla sądu jest bowiem nie tylko informacja, że konsument nie radzi sobie ze spłatą zobowiązań, ale także szczegółowy opis, jak do tego doszło, oraz przedstawienie dokumentów zgodnie z wytycznymi sądu. Można więc stracić szansę na uzyskanie statutu upadłego przez zwykłe niechlujstwo, co może spowodować np. oddalenie wniosku przez sąd z powodu braków formalnych.

Czy osoby wykonujące pracę wyłącznie na rzecz jednej firmy, które założyły działalność gospodarczą tylko dlatego, że zlikwidowano ich etat, rzeczywiście powinny być traktowane jako przedsiębiorcy? A osoby niemające firm, a pracujące na podstawie tzw. umów śmieciowych, będą miały kłopoty z ogłoszeniem upadłości?

Osiąganie dochodu z tytułu umowy cywilnoprawnej, zwanej śmieciową, nie jest żadną przeszkodą w ubieganiu się o upadłość konsumencką. W przegranej sytuacji są natomiast osoby, które choćby przez moment otarły się o działalność gospodarczą. Dotyczy to także okresu na 12 miesięcy przed złożeniem wniosku.

To poważny – na szczęście jedyny – błąd w ustawie. Nie została bowiem stworzona definicja mówiąca o tym, kogo można uznać za osobę nieprowadzącą działalności gospodarczej. A tylko ci konsumenci mogą skutecznie składać wnioski.

W efekcie znam kilka przypadków, w których nastąpiło rażące pokrzywdzenie danej osoby, która straciła płynność finansową z powodu wydarzenia losowego – np. w związku z utratą zdrowia w wyniku wypadku drogowego – a mimo to sędzia odrzucił jej wniosek. Dlaczego? Bo ta osoba przez moment pracowała nie na etacie ani na śmieciówce, tylko na samozatrudnieniu. Sędzia nie uwzględnił faktu, że wszystkie długi powstały wcześniej, przed samozatrudnieniem.

Co należy zrobić, aby mogły skutecznie wnioskować o upadłość konsumencką?

Złożyć starannie opracowany wniosek i nie lekceważyć tego działania, uważając, że „mnie się na pewno należy upadłość". Powtarzam: dla sądu bardzo ważna jest strona formalna, a nie tylko merytoryczna.

Sędzia może także wniosek o upadłość odrzucić, jeśli wnioskodawca będzie naginał fakty albo umieszczał we wniosku nieprawdziwe lub sprzeczne dane czy też zatai swój majątek.

Pierwszy sprawdzian to niezgodności we wniosku: co innego jest w opisie, a co innego w dokumentach. Drugi sprawdzian to zeznania wnioskodawcy: w niektórych przypadkach sędzia przed wydaniem postanowienia wzywa osobę składającego wniosek do złożenia zeznań. Tu też można polec, bo nie jest to formalność. Znam przypadki, kiedy takie „przesłuchanie" trwało ponad półtorej godziny.

Czy klienci banków, którzy zbyt pochopnie wzięli na siebie wysokie zobowiązania, nie będą wykorzystywać upadłości konsumenckiej, by pozbyć się zobowiązań?

Co to znaczy „zbyt pochopnie"? W takiej sytuacji jestem zawsze po stronie dłużnika. Bo to rolą banku jest ocena, czy dana osoba zbyt lekkomyślnie nie porywa się np. na kredyt hipoteczny w wysokości 500 tys. zł.

Problem powstaje wtedy, gdy zbytni optymizm kredytobiorcy jest surowo ukarany i w pewnym momencie traci on możliwość spłaty zobowiązania. A w takiej sytuacji nie ma na co czekać: często wyjście z długu hipotecznego poprzez ogłoszenie upadłości konsumenckiej to najbardziej korzystna forma oddłużenia dla kredytobiorcy. Szczególnie w sytuacji, kiedy nieruchomość jest warta tyle samo co kredyt albo gdy kwota zobowiązania jest wyższa od wartości rynkowej tej nieruchomości.

Gdzie się składa wniosek o upadłość konsumencką? Z jakimi opłatami i formalnościami się to wiąże?

Wnioski składa się w sądzie rejonowym właściwym dla miejsca zamieszkania dłużnika, konkretnie: w wydziale gospodarczym dla spraw upadłościowych i naprawczych.

Opłata za wniosek jest niemal symboliczna: wynosi 30 zł. Koszty postępowania upadłościowego są czasowo pokrywane przez Skarb Państwa, więc wnioskodawca nie musi się martwić, jeśli nie jest w stanie pokryć tej należności.

Problemem jednak może być dla wnioskodawcy przebrnięcie przez sądowe procedury. Dla osoby, która nie kończyła studiów prawniczych, nie jest łatwe sprostać oczekiwaniom sędziów. Każdy brak formalny zgłoszony przez sąd i prośba o jego uzupełnienie w ciągu siedmiu dni od daty otrzymania to często spore wyzwanie dla zwykłego śmiertelnika.

Dlatego spora część wniosków – około 20 proc. – jest rozpoznawana przez sądy odmownie. Kolejne blisko 20 procent. to sprawy zawieszone. Być może właśnie przez nieumiejętność komunikowania się wnioskodawcy z sądem odnośnie do dokumentacji.

Na rynku pojawia się więc coraz więcej firm i doradców oferujących pomoc w przygotowaniu wniosku o upadłość konsumencką. Uczciwa rynkowa stawka to kwota od 1 do 2 tys. zł, w zależności od stopnia złożoności danej sprawy. Ale jak czasem opowiadają klienci, trafiają się kancelarie, które ze tę usługę pobierają np. 6 tys. zł + VAT. Co wcale nie oznacza, że tak słona cena za przygotowanie wniosku przyniesie oczekiwany skutek. Może być dokładnie odwrotnie.

CV

Krzysztof Oppenheim – doradca finansowy, ekspert w dziedzinie kredytów hipotecznych, właściciel firmy Oppenheim Enterprise. Obecnie prezes firmy Nieruchomości Boża Krówka specjalizującej się w sprzedaży przecenionych nieruchomości, zamianach mieszkań oraz w oddłużaniu osób, które wpadły w pułapkę kredytową. Wcześniej profesjonalny zawodnik brydża sportowego.

Nieruchomości
Rynek wtórny. Nie ma co czekać na cenowy cud
Nieruchomości
Tyle sprzedający chcą za mieszkania z drugiej ręki
Nieruchomości
Nowy szef Speedwella w Polsce: wierzymy w rynek mieszkaniowy
Nieruchomości
Wakacje we własnym mieszkaniu w kurorcie
Nieruchomości
Ponad 27 mln euro dla spółki Echo Investment