– Jest to dość wyważone i dobre podsumowanie tego, co zostało zawarte w trzech wcześniejszych raportach – powiedział Marc Gillet, szef francuskiej delegacji, uczestniczący w spotkaniu w hiszpańskiej Walencji, gdzie przedstawiciele 140 państw debatowali nad ostatecznym kształtem raportu. W swojej wypowiedzi nawiązał on do trzech mniejszych opracowań, jakie IPCC opublikował już w tym roku (o czym informowała „Rz").

To najnowsze pojawiło się w dwóch wersjach: dłuższej, 70-stronicowej i krótszej 20-stronicowej, która zostanie wykorzystana 3 grudnia podczas konwencji Narodów Zjednoczonych na indonezyjskiej wyspie Bali. Celem spotkania będzie ustalenie nowych ograniczeń w zakresie emisji dwutlenku węgla. Jest to konieczne w obliczu wygaśnięcia protokołu z Kioto. Wynegocjowanego przed 10 laty porozumienia nie chciały ratyfikować Stany Zjednoczone. Nic więc dziwnego, że i tym razem przy opracowywaniu raportu sprzeciwiały się niektórym zapisom. Ale o swoje interesy dbały też inne kraje. Te, położone w górach kładły nacisk na problem topnienia pokryw śnieżnych, państwa wyspiarskie na zakwaszanie oceanów, a najbiedniejszym zależało na zagwarantowaniu pomocy w walce ze skutkami globalnego ocieplenia.

W raporcie można przeczytać, że problem dotknie wszystkich bez wyjątku. Choć niektóre państwa ucierpią bardziej, np. Bangladesz w wyniku podniesienia się poziomu morza może stracić 10 proc. swojego terytorium.

Ale globalne ocieplenie niesie ze sobą też innego rodzaju niebezpieczeństwa. – Może zagrozić światowemu pokojowi – ostrzega Yan Hong ze Światowej Organizacji Meteorologicznej. – Co będzie skutkiem konieczności walki o ograniczone zasoby wody, pożywienia czy energii.