Jest jedną z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier na rynku leków. Flibanseryna, czyli żeński odpowiednik viagry, miała na nowo zrewolucjonizować łóżkowe obyczaje. Tak jak 12 lat temu niebieskie pigułki dodały animuszu mężczyznom z zaburzeniami erekcji, tak teraz różowe (w takim kolorze będą kapsułki z lekiem) miały zlikwidować kobiecą oziębłość. Niestety, wiadomości dochodzące zza oceanu studzą te nadzieje. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zastanawia się, czy wpuścić niemiecki produkt (firmy Boehringer Ingelheimas) na swój rynek. USA stałyby się pierwszym krajem, gdzie byłby on dostępny.
Ale recenzje, jakie wystawiła flibanserynie agencja, nie są przychylne. Dwa badania kliniczne dowiodły co prawda, że u kobiet łykających lek doszło do zwiększenia liczby satysfakcjonujących je doznań seksualnych. Ale nie odnotowano tego co najważniejsze: zwiększenia pożądania. W dodatku tolerancja leku była “tylko umiarkowana”. Kobiety, które go zażywały, skarżyły się na zaburzenia nastroju, omdlenia, zawroty głowy czy poczucie zmęczenia. W rezultacie 15 proc. uczestniczek zrezygnowało z udziału w badaniach, zanim zostały one ukończone.
Brzmi to na tyle źle, że pojawiają się wątpliwości, czy niemieckiej firmy nie umknie lukratywny interes, jakim jest wprowadzenie nowego środka na amerykański rynek. Analitycy szacują jego wartość na ok. 2 mld dolarów!
Tak jak zaburzenia erekcji są najczęstszym problemem natury seksualnej, z jakim zmagają się panowie w wieku 30 – 60 lat, tak w przypadku ich rówieśniczek problemem numer jeden są zaburzenia libido. Obniżony popęd seksualny w różnym stopniu dotyczy 40 proc. kobiet.
Flibanseryna była z początku testowana jako środek antydepresyjny. Oddziałuje na poziom serotoniny w mózgu, neuroprzekaźnika wpływającego na nastrój. Dlatego należy zażywać ją codziennie (działanie niebieskich tabletek dla mężczyzn polega na zwiększeniu przepływu krwi do narządów płciowych tylko przed stosunkiem).