Komary wyhodowane przez Anthony'ego Jamesa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine mają dwie cechy, które różnią je od ich dzikich kuzynów. Pierwsza to fluoroscencyjne oczy, które błyszczą w świetle podczerwonym. Druga to mutacja, która uniemożliwia rozwijanie się w ich organizmie zarodźców malarii. Taki komar nie może zarazić człowieka tą straszną chorobą.
Gen odpowiedzialny za odporność na malarię Anthony i jego koledzy wszczepili komarowi za pomocą nowej metody genetycznych modyfikacji znanej jako CRISPR. Ta sama metoda posłużyła im do wszczepienia genu świecących oczu – dzięki temu naukowcy mogą łatwo sprawdzić, w jaki sposób modyfikacje są dziedziczone. I tu dochodzimy do sedna sprawy: otóż mutacje nie są przekazywane z pokolenia na pokolenie w sposób normalny.
Prawa Mendla mówią, że mniej więcej 50 procent potomstwa powinno je odziedziczyć. Tymczasem zmiany genetyczne dziedziczy około 99 proc. komarów. Budzi to zarówno wielkie nadzieje, jak i obawy.
W kilka lat zmienimy populację
Mutacje przekazywane są z tak dużą skutecznością dzięki użyciu technologii, która nosi nazwę „gene drive", czyli napęd genowy. Polega ona na tym, że gen wyposaża się w dodatkowy zestaw biologicznych narzędzi, które pozwalają mu przeskakiwać z jednego chromosomu na drugi. Taki gen ma niemal stuprocentową szansę być przekazany następnemu pokoleniu. W przypadku organizmów, które żyją krótko i rozmnażają się często, oznacza to, że wszczepiona mutacja opanowuje populację błyskawicznie.
Gdyby wypuścić do środowiska komary odporne na malarię, ale bez napędu genowego, garstka zmodyfikowanych komarów szybko zniknęłaby w tłumie. Jeśli jednak użyjemy napędu genowego, wszystko potoczy się zupełnie inaczej. W ciągu kilku lat mutacje rozprzestrzenią się na całą populację. Znaczy to, że możemy dość szybko niemal zupełnie pokonać malarię.