Odporność chorobotwórczych bakterii na powszechnie dziś wykorzystywane antybiotyki stała się globalnym zagrożeniem – głosi dokument przygotowany na podstawie danych ze 114 krajów świata. Jak poważny to problem? Choć trudno w to uwierzyć, grozi nam powrót do czasów, kiedy zwykły ból gardła albo biegunka groziły śmiercią. Żyjemy w erze „postantybiotykowej" – twierdzą autorzy pierwszego raportu WHO na ten temat.
– To oznacza, że bez wspólnego wysiłku nas wszystkich niewielkie skaleczenia i powszechne infekcje, z którymi przez całe lata doskonale sobie radziliśmy, będą ponownie uśmiercać ludzi – ostrzega dr Keji Fukuda, ekspert w dziedzinie epidemiologii chorób zakaźnych WHO.
Raport „Antimicrobial resistance: global report on surveillance" koncentruje się na najczęściej występujących i najbardziej niebezpiecznych bakteriach wywołujących m.in. zatrucia pokarmowe, sepsę oraz zapalenie płuc. Naukowcy wskazują, że stosowane do walki z nimi antybiotyki nie działają nawet w połowie przypadków. Podają przykład pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) wywołującej schorzenia układu pokarmowego i moczowego. Oporność na leczenie antybiotykami wzrosła – z „praktycznie zerowej" w latach 80. ubiegłego wieku do 50 proc. obecnie. Stawiając sprawę jasno, autorzy raportu WHO piszą, że „standardowe antybiotyki nie działają u połowy pacjentów wymagających leczenia".
Pokruszone ?filary zdrowia
Dlaczego tak się dzieje? Antybiotyki są nadużywane i wykorzystywane lekkomyślnie oraz niezgodnie z zaleceniami lekarzy. Może to oznaczać na przykład używanie antybiotyków przez hodowców zwierząt, aby zapewnić szybszy przyrost masy i uchronić się przed infekcjami, ale również przepisywanie antybiotyków ludziom w sytuacjach, które tego nie wymagają. Na przykład przy lekkim przeziębieniu czy chorobach wywoływanych przez wirusy (na nie antybiotyki nie działają wcale). Problemem jest wreszcie zachowanie samych pacjentów: na przykład przepisane na tydzień leki bierzemy tylko do momentu, kiedy poczujemy się lepiej. Później terapię przerywamy, a w opakowaniu pozostaje jeszcze część dawki, którą powinniśmy wziąć.
To pozwala szczepom bakterii wykształcić odporność na leki. Gdy rozpoczynamy stosowanie antybiotyków, pewna niewielka grupa bakterii może być częściowo odporna na ich działanie. Wysokie dawki – i dłuższe stosowanie – w końcu je zabije, ale pierwsze dni leczenia przeżywają. To wynik mutacji, dotykającej niewielkiej części bakterii. W efekcie są takie, które na przykład wytwarzają enzymy blokujące działanie leku. Zwykle jest ich zbyt mało, aby stały się niebezpieczne i organizm pacjenta radzi sobie z nimi. Ale gdy bakterie mają wielokrotny kontakt z tym samym antybiotykiem i za każdym razem pozostaje jakaś ich część, zaczyna działać dobór naturalny. Przeżywają te, które dysponują odpornością na leki. Później atak na nasze zdrowie przypuszczają już tylko te odporne – bo innych nie ma.