Bono: wolność jest seksowna, starcy w rodzaju Putina niszczą świat

Zawsze uważałem, że jeśli ktoś ma głos, który słyszą inni, to powinien mówić też w imieniu tych, których głosu nie słyszy nikt – mówi Bono, zapowiadając autobiograficzny dokument „Bono. Stories of Surrender”. Premiera 30 maja w Apple TV+.

Publikacja: 30.05.2025 04:44

78. Festiwal Filmowy w Cannes. Sesja zdjęciowa do filmu dokumentalnego „Bono: Stories of Surrender”

78. Festiwal Filmowy w Cannes. Sesja zdjęciowa do filmu dokumentalnego „Bono: Stories of Surrender”

Foto: Reuters/Stephane Mahe

Po raz pierwszy był pan w tym roku w Cannes nie jako muzyk, lecz jako bohater filmu.

Bulwar Croisette… To mi się kojarzy z wiekiem XIX albo początkiem XX. Eleganccy ludzie spacerują po promenadzie. Aż dziwne być jednym z nich. Przed moim wyjazdem na Lazurowe Wybrzeże zadzwoniła moja córka Eve Hewston, która jest aktorką, i powiedziała: „Cannes to festiwal aktorów, scenarzystów, reżyserów, ludzi, którzy opowiadają rozmaite historie. Ty jesteś muzykiem. Bądź wdzięczny, że tam jesteś. I po prostu nie graj. Bądź sobą”. No więc się starałem. 

 

Pana rozliczenie z własnym życiem w dokumencie Andrew Dominika „Bono. Stories of Surrender” naprawdę porusza. A przedtem była autobiograficzna książka. Zastanawiam się, czy dzielenie się swoim życiem z widzami, publiczne rozliczanie się z nimi, przynosi panu więcej ulgi czy bólu?

Czy ja wiem? Pewnie mogę przez takie wyznania stracić trochę godności, trochę przyjaciół. Ale wszyscy artyści, których kocham, tak właśnie robią. Malarze, poeci, filmowcy. Kiedy byłem młody, moim ukochanym muzykiem był John Lennon. On był gotowy dla sztuki narazić się na śmieszność. Wykorzystał nawet swój ślub z Yoko Ono. Mówił: „Otwórz własną klatkę piersiową i zrób z tego sztukę”. Więc moja książka i film Andrew zaczynają się od otwarcia klatki piersiowej. Dosłownie. W 2016 roku przeszedłem ciężką operację. I powiem już bardziej alegorycznie: Niektórzy twierdzą, że w sztuce ważna jest „operacja mózgu”, ale dla mnie ważniejsza jest „operacja serca”.

Andrew Dominik zarejestrował pana bardzo osobisty koncert. Spektakl, w którym jest pan do bólu szczery, zrzucając z siebie wszelkie maski. 

On zaraz na początku naszej współpracy powiedział mi coś, czego wtedy jeszcze do końca nie rozumiałem: „Kamera zawsze wie, kiedy kłamiesz. Dlatego musisz pozbyć się wszelkich tarcz, stanąć przed publicznością nagi. A potem powtarzał niejeden raz: »Kłamiesz, nie wierzę ci. Nie wierzę ci«”.

W filmie występuje pan jako ojciec, mąż, syn, aktywista, muzyk. O której z tych ról jest panu najtrudniej mówić w tak osobisty sposób?

Chyba o tej rodzinnej. Moja matka umarła, kiedy miałem 14 lat. Na pogrzebie swojego ojca, mojego dziadka, nagle upadła. Mój ojciec i starszy brat zawieźli ją do szpitala. Ja mogłem się tylko modlić. Mama nie przeżyła. Iris. Miała na imię Iris. Ale od tego momentu ojciec nigdy w domu nie wypowiedział jej imienia. Nigdy więcej jej w naszym życiu nie było. Był tylko ojciec. W czasie występów w teatrze San Carlo z moim show stale się z nim potykałem. Nawet „grałem” go. Każdy ma asymetryczną twarz, ja też. Więc odwracałem głowę w prawo i mówiłem jego głosem: „Ty jesteś barytonem. Kto ci wmawia, że jesteś tenorem?”.

Zobaczył go pan w inny sposób?

Ja dopiero gdy go straciłem, zorientowałem się, że nie tylko go kochałem, ale też lubiłem. I że był zabawniejszy, niż kiedyś uważałem. Pamiętam, że siadywaliśmy w domu przy małym stoliku, on miał przed sobą szklaneczkę whisky i w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Mam też w pamięci czas, gdy przyjechał do mnie na koncert do Teksasu. Był wtedy pierwszy raz w Ameryce. Po powrocie z show, wyciągnął do mnie rękę i powiedział: „Synu, jesteś bardzo profesjonalny”. Ale tak naprawdę zaprzyjaźniliśmy się dopiero po jego śmierci.

Ludzie w Polsce mogą nie wiedzieć o czym śpiewamy, ale czują to

Bono

To chyba z domu wyniósł pan niechęć do wszelkich nacjonalizmów?

W filmie tego nie mówiłem, ale w książce napisałem, że ojciec lubił cytować irlandzkiego dramaturga, który mawiał: „Irlandia… Czym jest Irlandia? Tylko skrawkiem ziemi sprawiającym, że nie mokną mi stopy”. Ojciec był katolikiem, który ożenił się z protestantką – w kraju, w którym trwała wciąż wojna domowa między ludźmi tych wyznań. Na ich ślub nie przyszedł nikt z jego rodziny. Potem on chodził na msze do kościoła katolickiego, a my z matką do protestanckiego. Ojciec sam zawsze podejrzliwie traktował nacjonalizm i uczył mnie tego samego. Kochał to, co Winston Churchill nazywał patriotyzmem, co się tak mocno czuje się w Ameryce. Może moglibyśmy mieć to samo w Europie, gdybyśmy na to pracowali. 

Ostatnio mieszka pan znów w Dublinie, a premiera dokumentu „Bono: Stories of Surrender” odbywa się podczas festiwalu w Cannes. 

Jestem dumny, że jestem w Cannes na tym najbardziej europejskim z wszystkich festiwali. Są na świecie takie imprezy, jak Wenecja czy Sundance, ale to „Cannes” jest najsłynniejszą imprezą filmową świata. Ten festiwal na Lazurowym Wybrzeżu został stworzony dlatego, że Wenecja, która była wówczas najważniejszym miejscem spotkań filmowców, zamieniła się w imprezę faszystowską Mussoliniego i tego drugiego pana z małym wąsikiem. Francuzi powiedzieli: my tworzymy festiwal wolności. 

 

Czytaj więcej

Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą

Ale był 1 września 1939 roku i impreza została zerwana w dniu inauguracji.

Potem ta idea odrodziła się w 1946 roku. Nie było wtedy jeszcze czerwonego dywanu. Przez pierwsze lata dywan był niebieski. Dzisiaj powinno się wrócić do tego niebieskiego koloru w dole schodów, a góra powinna być żółta.

Jak flaga ukraińska?

Dokładnie. 

Przypominam sobie, że był pan jednym z pierwszych artystów, którzy pojechali do Ukrainy po wybuchu wojny w 2022 roku.

Tak, w maju 2022 roku. Dziś myślę, że to bardzo ważne, by Ukraina tę wojnę wygrała. Boję się, że w przeciwnym razie stracimy wszystko, co zyskaliśmy w ostatnich 30, 40 latach. Starcy w rodzaju Putina czy Łukaszenki niszczą świat… Chciałbym widzieć u władzy więcej kobiet, więcej ludzi mających nowoczesne poglądy. Nie chcę tylko o wolności śpiewać. Marzę, by doświadczać jej w życiu. To prawda, wolność niesie pewne problemy, ale nie ma niczego od niej bardziej seksownego. 

Ma pan różne doświadczenia – mieszkał pan zarówno w Europie, jak i w Ameryce. 

Za oceanem wszyscy filmowcy, piosenkarze, muzycy kreują wokół Ameryki ideologię. Ja jestem częścią tego ruchu, kocham Amerykę, ona jest jak kościół, w którym wszystko się mieści. Wierzę, że wkrótce znów będzie zasługiwała na mitologię, jaką zawsze miała. My w Europie jesteśmy inni. Europa przypomina mozaikę, gdzie każdy ma swoją własną tożsamość. Swój własny kolor. I to również jest wspaniałe. Nie wolno tego zgubić.

Po tym, co dzieje się dzisiaj w różnych miejscach świata – wojnach, dochodzeniu w wielu krajach do głosu ideologii faszystowskiej – wciąż jeszcze nosi pan w sobie nadzieję?

Pewna albańska pani minister powiedziała: „Jeśli masz możliwość mieć nadzieję, to jest twój moralny obowiązek”. To bardzo piękne zdanie, choć zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi takiej szansy dzisiaj nie ma. 

Czytaj więcej

Messi, Bono i Hillary Clinton z Medalem Wolności od Joe Bidena

Nadzieja to także działalność charytatywna, którą przez lata pan prowadził? 

Zawsze uważałem, że jeśli ktoś ma głos, który słyszą inni, to powinien mówić też w imieniu tych, których głosu nie słyszy nikt. Działałem w organizacjach charytatywnych, spotykałem się z ludźmi, od których wiele zależało. W takiej działalności nie chodzi o rozgłos, lecz o to, by mniej dzieci umierało, więcej chodziło do szkoły, żeby było mniej niesprawiedliwości. 

Był pan współzałożycielem organizacji DATA (Debts, AIDS, Trade, Africa), działał pan na rzecz walki z AIDS w Afryce. Ale pojawiały się czasem głosy o „celebryckiej filantropii”.

Wiem, że to może wyglądać dość banalnie: bogaty rockman chce ratować Afrykę. Ale zawsze uważałem, że jeśli moje nazwisko może pomóc choćby zwrócić uwagę na ważne sprawy, to muszę działać. 

Chodzą słuchy, że razem z przyjaciółmi z U2 pracujecie nad nową płytą. Pana piosenki zawsze były zanurzone w rzeczywistości. O czym pan pisze teraz?

Oczywiście o wolności. Ale ważne są nie tylko słowa. Utwory żyją dzięki muzyce. Podstawą muzyki U2 zawsze były gitara basowa i bębny. To była esencja. Często jednak najlepsze kawałki wychodziły nam wtedy, gdy dodawaliśmy kolejne elementy i staraliśmy się eksperymentować. Bez tego czulibyśmy się znudzeni. A dla grupy rockandrollowej nudziarstwo jest zbrodnią numer jeden. Język ma znaczenie. Ale czasem nie trzeba rozumieć słów. Ludzie w Polsce mogą nie wiedzieć o czym śpiewamy, ale czują to. Trzeba dać mówić muzyce. Na tym polega sztuka. I zawsze tak było. Paul McCartney był członkiem najwspanialszego zespołu świata. Słuchasz jego piosenki i myślisz: „O kim on opowiada? O dziewczynie, o kimś z przeszłości?”. Jako mały chłopak, myślałem, że on śpiewał o jakiejś prawdziwej osobie. A on śpiewał o stanie umysłu. O wolności. Najpiękniejszej, najbardziej inspirującej. Więc ja też wciąż do tego wracam, choć nie ukrywam: zamiast śpiewać o wolności, wolałbym w niej po prostu żyć.

To kiedy można się spodziewać następnej płyty U2?

Nie wiem, ale naprawdę ciężko pracujemy w studiu. 

Po raz pierwszy był pan w tym roku w Cannes nie jako muzyk, lecz jako bohater filmu.

Bulwar Croisette… To mi się kojarzy z wiekiem XIX albo początkiem XX. Eleganccy ludzie spacerują po promenadzie. Aż dziwne być jednym z nich. Przed moim wyjazdem na Lazurowe Wybrzeże zadzwoniła moja córka Eve Hewston, która jest aktorką, i powiedziała: „Cannes to festiwal aktorów, scenarzystów, reżyserów, ludzi, którzy opowiadają rozmaite historie. Ty jesteś muzykiem. Bądź wdzięczny, że tam jesteś. I po prostu nie graj. Bądź sobą”. No więc się starałem. 

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wspomnienie
Alf Clausen, kompozytor „Simpsonów”, zmarł w wieku 84 lat
Materiał Promocyjny
VI Krajowe Dni Pola Bratoszewice 2025
Muzyka popularna
Dawid Podsiadło zmienia układ festiwali. Co na to Męskie Granie?
Muzyka popularna
Guns N’ Roses, Linkin Park, Sex Pistols i Slipknot niedaleko Polski
Muzyka popularna
Metallica miała 25 mln dolarów wpływów z 308 tys. fanów w Warszawie. Wraca w 2026 r.
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Muzyka popularna
Finał Eurowizji w Bazylei wygrała Austria, pokonując Izrael
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont