Elektroniczno-rockowa fabryka Depeche Mode zaczęła pracę w Łodzi

Depeche Mode jeszcze nigdy nie brzmieli tak żywiołowo, potężnie, rockowo. Hymniczne „Enjoy the Silence” miało posmak ironii, taki piękny muzyczny hałas wzbudzali przez dwie godziny Anglicy.

Publikacja: 27.02.2024 22:54

Dave Gahan podczas koncertu w Pradze

Dave Gahan podczas koncertu w Pradze

Foto: PAP/CTK

Najważniejszy komunikat halowej odsłony tournee „Memento mori”, która dotarła do Polski, to koniec żałoby po zmarłym keybordziście Andrew Fletcherze.

Do tej pory, choćby w zeszłym roku w Warszawie, „Behind The Wheel” było ilustrowane fotosami muzyka. Teraz zobaczyliśmy oryginalny teledysk, który jest włoską fiestą. Gahan odrzuca kule, daje się porwać tajemniczej nieznajomej na skuterze, jadą do knajpy, trwa zabawa, Gore gra na akordeonie. Fletcher pojawia się jako jeden z bohaterów radosnego spotkania. Muzycy chwilę potem dedykowali mu „Black Celebration”.

Królowie hard rocka

A jeśli ktoś nie wiedział, dlaczego Depeche Mode nigdy nie chcieli być zaliczani do nurtu new romantic - powinien zobaczyć łódzki show.

Czytaj więcej

Szybujące ceny biletów na koncerty są faktem. Ile trzeba zapłacić?

Najpierw rozpętali elektroniczną burzę w „My Cosmos is Mine”. Już wtedy Dave Gahan zaczął wirować w charakterystycznych piruetach z szeroko rozpostartymi ramionami, jakby chciał podkreślić: to mój świat i nikt nie ma prawa ograniczać mojej wolności.

Z kolei w „Walking In My Shoes” rozpędziła się rockowa maszyna zespołu z piekielnie mocną perkusją Christiana Eignera i ostrymi akordami gitary Martina Gore’a (jeszcze mocniej grał w „In Your Room” czy w „I Feel You”, po którym Gore, Gahan i Eigner przybili sobie z dumą piątki).

Po takiej muzycznej deklaracji na tle wielkiego M z logo zespołu rozpoczęła się parada klasyków. „It’s No Good” miało znaczącą oprawę wizualną: w idyllicznej nadmorskiej scenerii zobaczyliśmy stadko osłów, którym nie dany był jednak odpoczynek, tylko piekielnie ciężka harówka, czyli dźwiganie piachu. Tak: „It’s no Good”. A iluż na świecie ludzi czuje się wykorzystywanych jak osły?

To była już część „Policy of Truth”, kolejnego melodyjnego killera Depeche Mode. Gdy przyszedł czas na następny - Gahan wykonał taneczny slalom na wybiegu przed sceną, wprowadzając w aurę „Everything Counts”. I wspaniale jak zwykle podzielił się refrenem z Gorem. A gdy z ekranu dyrygował fanami mim w dłońmi w białych rękawiczkach - resztę piosenki dośpiewał wielotysięczny tłum. Każdy się liczył! W melancholijnym „Precious” muzycy jeszcze bardziej się zjednoczyli śpiewając unisono.

Gore i Gahan razem

Czas było na solówkę Gore’a. Z akompaniamentem pianina zaśpiewał „Strangelove”, jakby radośniej w poprzednich latach, swobodniej modulując głosem, śpiewając pełną piersią, od niskich tonów wznosząc się do wysokich w finale. Fani byli w muzycznym niebie, co wcześniej pointowało, nomen omen „Heaven”, teraz jednak Gahan zaśpiewał „Somebody”. I tak rozpoczęła się metafizyczna część koncertu z „Ghost Again”, najnowszym hitem, przewrotnie radosnym, bo to przecież piosenka z albumu „Memento mori” o pogodzeniu się ze śmiercią, którą Gore i Gahan zagrali w teledysku inspirowanym „Siódmą pieczęcią” Ingmara Bergmana. Ale też zachęta by korzystać z życia. Dlatego podczas „Enjoy the Silence” na ekranie wyświetliły się cztery czaszki z hasłem „Enjoy”: ciesz się życiem póki czas.

Czytaj więcej

Depeche Mode i radość dziesiątek tysięcy fanów

Koncert zaś, po akustycznym secie na wybiegu, rytualnie już zakończyły „Never Let Me Down Again” i „Personal Jesus”. Ten rytuał w Łodzi zostanie powtórzony. Drugi koncert już 29 lutego.

Najważniejszy komunikat halowej odsłony tournee „Memento mori”, która dotarła do Polski, to koniec żałoby po zmarłym keybordziście Andrew Fletcherze.

Do tej pory, choćby w zeszłym roku w Warszawie, „Behind The Wheel” było ilustrowane fotosami muzyka. Teraz zobaczyliśmy oryginalny teledysk, który jest włoską fiestą. Gahan odrzuca kule, daje się porwać tajemniczej nieznajomej na skuterze, jadą do knajpy, trwa zabawa, Gore gra na akordeonie. Fletcher pojawia się jako jeden z bohaterów radosnego spotkania. Muzycy chwilę potem dedykowali mu „Black Celebration”.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
40-lecie The Cult w Warszawie
Muzyka popularna
Pat Metheny: znajduję rezonans z polską duszą
Muzyka popularna
Timberlake w Krakowie, czyli nie tylko stanik Janet Jackson i „jedno martini”
Muzyka popularna
Zmarł John Mayall, mistrz Claptona, Fleetwooda, Greena
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Muzyka popularna
Lenny Kravitz krzewił miłość w Łodzi. Wspaniały koncert w Atlas Arenie