Do Warszawy przyjechał 9 sierpnia artysta z co najmniej trzema rekordami. Jako jedyny ma ponad sto milionów słuchaczy miesięcznie w Spotify, zyskał największe wpływy za koncert (11 mln dol.) i najwyższe średnie przychody za show w zeszłym roku (średnio 6,9 mln dol.). Zanim zstąpił na PGE Narodowy z kosmicznych przestworzy, symbolicznie podarował sobie cały świat – w pigułce.
Scenę zamykała srebrząca się niczym dyskotekowa kula panorama globalnego metropolis, łącząca ikoniczne budynki wielu miast, w tym drapacze chmur Nowego Jorku, czyli nieformalnej stolicy naszego globu. Z Empire State Building w roli głównej – gdyby nie to, że gwiazdor przejął ją dla siebie.