Beyonce, czyli najbardziej kobiecy show roku

„Dangerously in Love” Destiny’s Child, z którymi Beyonce debiutowała, rozpoczął jej warszawski show we wtorek. Również w środę fanów czeka bezprecedensowa orgia hitów, tańca, mody, efektów specjalnych. Przynoszą ok. 7 mln dolarów wpływów co noc.

Publikacja: 27.06.2023 21:17

Beyoncé, the Renaissance World Tour

Beyoncé, the Renaissance World Tour

Foto: Wikimedia/CC BY 2.0/fot. Raph_PH

Scenografia wokół PGE Narodowego była wyjątkowa, błyski przelotnej burzy odbijały się w srebrnych i złotych kreacjach oraz brokatach na twarzach fanek, które wyjątkowo licznie pojawiły się wokół areny. Takiego pokazu damskiej mody nie było tu nigdy.

- Dziewczyny, już nie jesteśmy same! - nawoływały się fanki.

Potem było jeszcze wydłużające się oczekiwanie, sprawdzanie oświetlenia, próby wywoływania gwiazdy, która przed godz. 20.00 spokojnie, wręcz leniwie, na czele kilkudziesięciu muzyków i tancerzy wynurzyła się z tunelu, kierując kroki na zaplecze sceny.

Czytaj więcej

Bilety na Taylor Swift mają być w stałych cenach

Tak się niektórym wydawało. Gwiazda dopiero o 20.30 wjechała mikrusem z zaciemnionymi szybami na tył sceny. Wtedy na ekranie puzzle zmieniły się powoli w jej półnagi portret i... zaczęło się!

Produkcja była imponująca - z głównej platformy wychodził w widownię na płycie wybieg prowadzący do okrągłego podestu, w środku którego ulokowali się wierni, zasobni lub słynni fani. W Warszawie bawili się m. in Spider-Man Tom Holland, Zendaya i Lzzo, gwiazda Open'era.

Beyonce w Warszawie kameralnie i spektakularnie

Sto metrów od sceny Beyonce miała prompter z wyświetlającymi się tekstami. Trzeba przyznać, że ma sokoli wzrok. Ale pamięć jeszcze lepszą! Wspaniały głos i sympatyczny stosunek do fanów, wobec których wyraziła wdzięczność za przyjście.

Czytaj więcej

„The Sanctuary Years” Gary’ego Moore’a. Pamiętajcie o królu bluesa

Tuż obok vipowskiego sektora usiadła na klapie fortepianu, z akompaniamentem którego śpiewała kameralnie niczym w klubie. Za miejsca tuż obok trzeba było zapłacić ponad 11 tysięcy zł, ale czego się nie robi, żeby nie skorzystać z baru na mini widowni o kilkunastu rzędach, gdy Beyonce jest na wyciągnięcie ręki. A jednocześnie było spektakularnie - za wokalistką na srebrzystych schodach wiła się grupa tancerek i chórzystek w srebrnych kostiumach.

Show podzielony został na akty. Na pierwszy, powitalny złożyły się m. in. „I'm Goin' Down” z repertuaru Mary J. Blige oraz „River Deep - Mountain High”, czyli hołd dla Tiny Turner. Potem nastąpiła druga, współczesna część „Renaissance”.

Odsunęła się żelazna krata, a Beyonce pojawiła się w srebrnym kostiumie-zbroi, w otoczeniu tancerzy, wcześniej asystowana przez roboty. Ozdobą tej części było „Lift off” Jaya-Z i Kanye Westa z „Watch the Throne”.

Najbardziej taneczna okazała się część trzecia „Motherboard”, wypełniona wiązanką remiksów hitów opartych na transowym karaibskim bicie.

Wszystko zaczęło się na głównej scenie i rozegrało z dynamiką karnawałowej nocy z orkiestrą na wysokiej platformie. Tancerze mieszali się w radosnym korowodzie z towarzyszeniem trębaczy i poprowadzili Beyonce po wybiegu na okrągłą scenę, którą obiegali kilkakrotnie wywołując entuzjazm fanów.

„Motherboard” i taneczna liga mistrzów

Było się kim zachwycać - tancerze Beyonce to liga mistrzów. To, co wyprawiają jest tańcem przyszłości, wobec którego break dance to niemal średniowieczna już historia.

Wtedy publiczność oniemiała kolejny raz - przez bramę w gigantycznym telebimie wyjechał na scenę monumentalny posąg konia, głównego motywu z okładki nowej płyty Beyonce.

A przecież to był dopiero początek defilady efektów specjalnych. Gdy tancerze ożywiali okrągłą scenę na środku stadionu Beyonce, jechała do nich po wybiegu… na połyskującej amfibii. I tańczyła na statywie mikrofonu jak w klubie. Potem fruwała ponad fanami - solo, a także na lusterkowym koniu z okładki "Renaissance".

Na cały show można spojrzeć też jak na wielki pokaz mody na największym wybiegu świata. Gwiazda wielokrotnie zmieniała kreacje od największych kreatorów - Loewe, David Koma, Mugler by Casey Cadwallader i Courrèges. Przedstawiła się jako królowa pszczół, przede wszystkich zaś jako królowa mody.

Show był jednocześnie manifestacją bogactwa afroamerykańskiej kultury, z wizualnymi sekwencjami z koszykarskich boisk, ulicznych parad.

Dziś można powiedzieć bez przesady zunifikowanej kultury amerykańskiej, przede wszystkim pop, Beyonce dokonała przecież syntezy dokonań Tiny Turner, tanecznych osiągnięć Madonny czy muzycznych Prince’a i jego zespołów.

Przy skomplikowanej technice nie obyło się bez wpadek. Gdy pojawiło się ostrzeżenie, że kto kontroluje media - kontroluje świat (za to przez zwolenników teorii spiskowych kojarzona jest z Illuminati) posypał się komputer.

Cóż, mediów Beyonce może nie kontroluje, ale teraz to ona jest królową pop. Globalną. Dlatego sięga poza Amerykę, łącząc przeszłość i przyszłość. Symbolicznie pokazała się - najpierw pod diamentową kulą, a potem na tle diamentowej muszli - z większymi ambicjami jako współczesna Wenus z rodowodem Botticellego.

Nic dziwnego, że koncert zakończyła kompozycja „Summer Renaissance”. To mógł być najlepszy show roku, choć lato jeszcze się nie skończyło.

Scenografia wokół PGE Narodowego była wyjątkowa, błyski przelotnej burzy odbijały się w srebrnych i złotych kreacjach oraz brokatach na twarzach fanek, które wyjątkowo licznie pojawiły się wokół areny. Takiego pokazu damskiej mody nie było tu nigdy.

- Dziewczyny, już nie jesteśmy same! - nawoływały się fanki.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
40-lecie The Cult w Warszawie
Muzyka popularna
Pat Metheny: znajduję rezonans z polską duszą
Muzyka popularna
Timberlake w Krakowie, czyli nie tylko stanik Janet Jackson i „jedno martini”
Muzyka popularna
Zmarł John Mayall, mistrz Claptona, Fleetwooda, Greena
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Muzyka popularna
Lenny Kravitz krzewił miłość w Łodzi. Wspaniały koncert w Atlas Arenie