Peter Gabriel zakpił z ABBY i sztucznej inteligencji

W światowym show biznesie to się nie zdarza. 11 piosenek Petera Gabriela z niewydanej jeszcze płyty, pierwszej od 21 lat, zapowiedzianej na ten rok, miało koncertowe prawykonanie podczas show otwierającego europejskiego tournee 18 maja w Krakowie.

Publikacja: 19.05.2023 09:20

Peter Gabriel

Peter Gabriel

Foto: YouTube

- Mój avatar odpoczywa na Karaibach, a ja jestem tu starszy i grubszy – ironizował spokojnie, refleksyjnym głosem siedemdziesięciotrzyletni muzyk, rozpoczynając krakowski show.

Gabriel wspominał ABBĘ, która pokazała w Londynie swoją odmłodzoną koncertową avatarową wersję, sam zaś pofatygował się do nas we własnej, niepowtarzalnej osobie i skoncentrował się na opowiadaniu oraz wizualizowaniu cudu ludzkiego życia i wyjątkowości naszej planety, Ziemi.

Czytaj więcej

Peter Gabriel w Krakowie. Dużo refleksji i zabawa

Ziemia powstała 5 mld lat temu, bez udziału sztucznej inteligencji. Jak to wyglądało Gabriel pokazał, gdy scena była jeszcze zaciemniona: spadł na nią symboliczny meteoryt. Opuszczającą się na ziemię żarówkę Peter Gabriel chwycił tuż ponad sceną, a gdy akt stworzenia miał już za sobą, powiedział że jest już po robocie i poprosił techników o pomoc w zdjęciu pomarańczowego kombinezonu. Po akcie stworzenia zaczął muzyczne święto.

Muzyczne święto w Krakowie

Były wokalista Genesis celebrował je, jak ludzie pierwotni albo ci, którzy tęsknią do bycia razem we wspólnocie najbliższych. Usiadł z basistą Tonym Levinem przy atrapie ogniska i nucił akustyczną wersję „Washing of the Water”. Potem zaprosił cały zespół, który zaśpiewał „Growing Up”.

Zaczęła się prezentacja piosenek z niewydanej jeszcze płyty „i/o”. Premiery trzynastu kompozycji są w tym roku związane z trzynastoma pełniami Księżyca. W Krakowie księżyc świecił na okrągłym ekranie, a my mieliśmy okazję w magiczny sposób przeżyć jedenaści pełni w jeden wieczór, ponieważ aż tyle nowych nagrań zagrał Gabriel 18 maja.

Na pierwszy ogień poszedł „Panopticom”, który znamy jako singiel, potem usłyszeliśmy „Four Kinds of Horses” i „i/o”, w którym wokalista śpiewał przebojowo, że jest częścią wszystkiego.

Tak jak Gabriel mówił wcześniej, koncert to próba sił między artystą i publicznością. Artysta chce grać nowe piosenki, większość fanów chce usłyszeć na żywo, to co już uwielbia. Pierwszą klasyczną kompozycją był potężnie, wręcz free-jazowo wykonany „Digging in the Dirt”. Gabriel ubrany jak egzotyczny mędrzec - w kamizelkę, spod której wylewała się dłuższa koszula - przemienił się wtedy w dynamicznego performera. Akcentował krokami tańca oraz zdecydowanym ruchem mikrofonu i dłoni - rytm piosenki.

Rozpoczynając grać jedną z kompozycji na klawiszach pomylił się, za co przeprosił, ale to była jedyna wpadka wieczoru, zaś perfekcję wykonań dobrze ilustrowały wizualizacje i las nietypowych reflektorów w formie nawiązującej do idealnej figury koła. Taki był wspomniany już ekran, ruchomy i podświetlany na krawędziach, a także cała bateria świateł, których rzędy wirowały to w dół, to w górę, jak kosmiczne dyski. Publiczność odleciała, gdy Gabriel zagrał „Sledgehammer”: poderwała się na nogi z krzeseł w jedną sekundę, zaś wokalista, Tony Levin i gitarzysta David Rhodes wykonali w trio swój słynny synchroniczny taniec. Potem, ku zaskoczeniu wszystkich, rozpoczęła się przerwa.

Gabriel przygotował bowiem widowisko w dwóch aktach, wymagające jak w teatrze zmiany scenografii. Gdy powrócił podczas „Darkness” widzieliśmy jego czarny cień w kapeluszu rzucający się na plastikową zastawkę, podzieloną na klatki jak taśma analogowego filmu do aparatu. Na drugą postać koncertu wyrosła Ayanna Witter-Johnson, o której w mieście Skaldów trzeba powiedzieć: najpiękniejsza wiolonczelistka. I najlepsza.

W pierwszej części wraz z Mariną Moore (skrzypce i altówka) współtworzyły filharmonijną aurę nowych kompozycji, śpiewały w chórkach. Ale gdy przyszedł czas na „Don't Give Up” Ayanna była ważna w tym duecie, oryginalnie wykonywanym z Kate Bush, jak Gabriel.

Robert Lapage, scenograf tournee zbudował z myślą o niej trybunę wieńczącą scenę, z której duet w przejmujący sposób namawiał nas, byśmy się nie poddawali, zaś finał zagrany był w stylu reggae, jakby to było „Get Up, Stand Up” Boba Marley’a. Drugi raz Gabriel oddał trybunę Ayannie podczas „And Still”, światowej premierze piosenki dedykowanej matce, która zaraziła Petera muzyczną pasją. Witter-Johnson zagrała wtedy niesamowiote solo na wiolonczeli.

Peter Gabriel: Muzyczny czarodziej

Gabriel odpalił też inne muzyczne armaty. Podczas „Red Rain” scenę zalał deszcz czerwonych laserów, rewelacyjnie zabrzmiał hit „Big Time”, zaś podczas „Solsbury Hill” 73-letni muzyk z siwą bródką imponował podskokami chłopca. Znowu nim był.

W pierwszym bisie „In Your Eyes” ponownie wróciła na pierwszy plan Ayanna, choć także Tony Levin swoim barytonem zabawnie szeptał Gabrielowi słowa refrenu.

Najbardziej przejmujące było wykonanie „Biko”. Okrągły ekran stał się nagrobkowym zdjęciem działacza przeciwko rasizmowi, doprowadzonego przez reżim RPA do śmierci w 1977 r.

Partia perkusji w tej kompozycji jest pozornie prosta, ale Manu Katché, który przez cały koncert udowadniał co to znaczy być wyjątkowym perkusistą, zrobił z powtarzanego na werblach motywu arcydzieło muzyki żałobnej. Gabriel powiedział, że wszystko zależy od nas i zostawił publiczność sam na sam z Katché. Tak długo jak śpiewała chóralnie refren mógł trwać ten koncert. Katché zakończył go powolnym uderzeniem. Światowa premiera płyty „i/o” stała się faktem, choć jeszcze nigdzie jej nie ma.

Takiego cudu mógł dokonać tylko muzyczny czarodziej, czyli Peter Gabriel. Wszystko się zgadza.

- Mój avatar odpoczywa na Karaibach, a ja jestem tu starszy i grubszy – ironizował spokojnie, refleksyjnym głosem siedemdziesięciotrzyletni muzyk, rozpoczynając krakowski show.

Gabriel wspominał ABBĘ, która pokazała w Londynie swoją odmłodzoną koncertową avatarową wersję, sam zaś pofatygował się do nas we własnej, niepowtarzalnej osobie i skoncentrował się na opowiadaniu oraz wizualizowaniu cudu ludzkiego życia i wyjątkowości naszej planety, Ziemi.

Pozostało 93% artykułu
Muzyka popularna
Marcin Wasilewski Trio ma 30 lat. To było ulubione trio Tomasza Stańki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Muzyka popularna
Jay-Z oskarżony o gwałt na 13-latce. Raper zaprzecza
Muzyka popularna
Guns N' Roses wracają do Polski. Vai i Satriani w Warszawie
Muzyka popularna
Na 90. urodziny Irena Santor szykuje dużą trasę koncertową
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Muzyka popularna
Maks Korż, opozycyjny białoruski raper wspierający Ukrainę na PGE Narodowym