„Time Out Of Mind” to wyjątkowy ważny album w dorobku Boba Dylana, ponieważ 25 lat temu rozpoczął renesans jego popularności. Nawet dla tak zasłużonego artysty, jak amerykański bard trzy Grammy na jednej gali, w tym statuetka za album roku, to coś ponadprzeciętnego, co pozwala poszerzyć grono odbiorców.
Spektakularny sukces płyty był również zasługą Daniela Lanoisa. Producenta i muzyka polecił Dylanowi Bono. Kanadyjczyk wykonał wcześniej świetną robotę, pomagając U2 uzyskać nowe brzmienie i zdobyć status gwiazdy stadionów, gdy wcześniej zapełniali hale.
Walka z voodoo
Pierwszą okazją do współpracy Dylana i Lanois był album „Oh Mercy” z 1989 r. W 1996 r. przyszło ponowne zaproszenie. Lanois zgodził się pomóc Dylanowi, zaś wskazówką, jakie brzmienie ma mieć nowa płyta, były stare albumy Charleya Pattona, Little Waltera i Arthura Alexandra.
Czytaj więcej
John Cale, weteran nowojorskiej formacji The Velvet Underground, wydał nową płytę „Mercy”, pierwszą od ponad dekady.
Lanois miał wrażenie, że Dylan chce odtworzyć aurę mocno nawiedzonych, a jednocześnie minimalistycznych nagrań bluesowych oraz country, zapomnianych już artystów. Sesję rozpoczęto w opuszczonym meksykańskim kinie Teatro w Oxnard w Kalifornii. Tam powstały pierwsze wersje hitów „Not Dark Yet” i „Trying to Get to Heaven”.