Kiedyś wizją starości Paula była piosenka retro „When I’m Sixty Four”, pełna obaw o akceptację starszego pana, a jednak McCartney jest wciąż młody duchem.
Pandemia pokrzyżowała koncertowe plany Beatlesa, ale wykorzystał jej czas na nagranie nowej płyty. Po zajęciu pierwszego miejsca w Wielkiej Brytanii album „McCartney III” zadebiutował na pierwszym miejscu amerykańskiej listy przebojów „Billboard”.
Zaś my, w Polsce, możemy od kilku dni cieszyć się dostępnym na platformie Disneya dokumentem „Get Back”. Ponad ośmiogodzinne dzieło Petera Jacksona zaprezentowało skrywane w archiwach materiały z sesji „Let It Be”. Potwierdzają, że w ostatnich latach The Beatles to Paul był siłą napędową liverpoolskiej czwórki. Zaczęło to nawet budzić obawy Johna Lennona. Koszty personalne były, ale bez ambicji Paula nie powstałyby płyty „Abbey Road”, „Let It Be”, ani wcześniejszy „Sierżant Pieprz”. Być może Beatlesi rozpłynęliby się w niebycie okresu, kiedy przestali koncertować. Tymczasem dziś możemy oglądać słynny koncert na dachu Apple. To zaś znaczy, że Paul wpływa na światowe życie muzyczne od sześciu dekad, czyli od debiutu The Beatles w 1962 r.
Basista
Leworęczny McCartney uważany jest dziś za jednego z najbardziej innowacyjnych basistów, jednak przez wiele lat marzył, by być gitarzystą. Kiedy po raz pierwszy spotkał się z Lennonem na próbie, zaskoczył jego i pozostałych członków zespołu Johna, odwracając gitarę dla praworęcznych muzyków i grając hit Eddiego Cochrana „Twenty Flight Rock". Był rok 1957. Tydzień później 15-letni Paul został prowadzącym gitarzystą zespołu The Quarrymen. Jednak podczas pierwszego publicznego występu zżarła go trema, nie dał rady utrzymać dyscypliny gry i musiał zrezygnować z popisów. Ponownie odważył się zagrać gitarowe solówki przed publicznością dopiero podczas tournée z grupą Wings w 1979 roku.