jeżeli jesteś ładna to już jest źle
Centralny Wyrównywacz zmieni cię
jeżeli jesteś gruby to musisz mieć
przy sobie stale baloników pęk".
Z początku kreację toruńskiej formacji odbierano głównie w kategoriach medialnych i artystycznych, ale peerelowska rzeczywistość sprawiła, że w odbiorze fanów stała się metaforą życia w systemie komunistycznym. Doszło do tego, że zaczęto mówić o zespole i jego fanach jak o bojówce: była nawet w tej sprawie interpelacja w komunistycznym Sejmie.
- Przed stanem wojennym nie dbałem o polityczny wymiar naszych tekstów, gdy go wprowadzono, wszystko stało się polityczne – wspominał na łamach „Rzeczpospolitej". – Sporo piosenek wywróciło się na drugą stronę i nabrało nowych znaczeń. „Telefony" były zakazane, bo je wyłączono. (...) To nam dało potworną siłę. To i zakaz podróżowania. Im większy opór napotykaliśmy, tym więcej nam się chciało robić.
A rzeczywistość doganiała poetyckie teksty coraz szybciej.
– Od wiosny 1981 r. graliśmy na koncertach „Noc wampira". Refren brzmiał: „Inwazja spadnie na kraj/Inwazja spadnie na kraj/Inwazja spada na kraj/Jeszcze dzień pożyjesz albo dwa/Noc wampira spada na kraj" – mówił Zbigniew Krzywański. – Ale zapewniam, że Grzegorz nie uprawiał publicystyki sensu stricte. Potrafił mieszać sytuację polityczną z erotyczną. Opisywał świat, w którym toczy się wojna, trwa bitwa i dla bohaterów, kochanków zaraz wszystko może się skończyć. Mają jeszcze chwilę, o czym mówi refren: „Na barykadach walka trwa, kochamy się ostatni raz".
Podobny wydźwięk miała „Poranna wiadomość".
– Opisałem dokładnie, z intymnymi szczegółami, jak obudziłem się 13 grudnia w swoim domu, ze swoją żoną, i co się wtedy działo – podkreślał po latach Ciechowski.
Pierwszej płyty „Nowe sytuacje” grupa doczekała się dopiero w 1983 r.
– Ciechowski jest jedynym w Polsce autorem, a być może i poetą XX wieku, który w tak konsekwentny sposób mówił wymiennie o dwóch systemach zawłaszczania i panowania – w polityce i w miłości – powiedział „Rz" Mariusz Czubaj, literaturoznawca, antropolog kultury, do dziś zaprzysięgły fan Republiki, który w młodości własnoręcznie zrobił sobie krawat w czarno-białe pasy. – Ciechowski opisywał seks jako klucz do manipulacji – prowadzenia polityki wobec bliskich sobie ludzi. Na pierwszej płycie „Nowe sytuacje” w piosence „Twój imperializm" pojawiła się fraza „Skolonizuję twój brzuch". Teraz mówi się, że polityka może być sexy, w latach, które przypadły na początek Republiki – była gwałtem. Ciechowski nazwał to po imieniu.
Prywatnie zaangażowanie w życie społeczno-polityczne Ciechowskiego też było duże.
– Często dzwoniliśmy do siebie, żeby skomentować to, o czym mówiły media – mówi Krzywański. – Nasz drugi menedżer Jerzy Tolak żartował: „Jacy z was rockowcy? Ciągle gadacie, dywagujecie". Nazywaliśmy się „oczytanymi dyletantami": gdyby nas wysłać do telewizji, mielibyśmy coś do powiedzenia w każdej debacie, nawet o bułgarskich Turkach.
Lider Republiki umiejętnie obchodził cenzurę.
– Na pierwszej płycie znalazła się piosenka „System nerwowy", o tym jak media bombardowały nas propagandą – opowiadał gitarzysta. – Grzesiek napisał refren „Każde państwo, każdy kraj/System takich napięć ma/Nadawania swoich kłamstw". Grzegorz przewidział, że cenzura tego nie puści, bo przecież chodziło również o ZSSR i PRL, dlatego zmienił „swoje kłamstwa" na „swoje prawdy". Sens pozostał ten sam.
„Arktyka" nazywała się wcześniej „Syberia". „Białą flagę" odbierano jako pamflet na Jaruzelskiego, tymczasem oryginalny bohater był starszym kolegą Ciechowskiego, człowiekiem, który zdradził ideały młodości i stał się konformistą.
– Gdyby nie gigantyczna skala konformizmu, generał nie miałby w Polsce szans – uważa Zbigniew Krzywański. – Kiedy przygotowywaliśmy premierę piosenki, Grzegorz został uprzedzony, że fragment „co to za pan w tak kulturalnych okularach" jest niecenzuralny, a piosenka wyląduje na półce, bo okulary stały się rekwizytem dyktatorów. Był nawet taki żart, w którym Pinochet mówił do Jaruzelskiego: „Gratuluję udanej akcji, proszę o zwrot okularów".
Ostatecznie piosenka została nagrana z frazą „co to za pan, tak kulturalnie opowiada".
– W kulturze masowej, nawet tej dopuszczonej do głosu, choćby w języku aluzji przejawiały się treści antysystemowe, które budowały zręby niezależnego społeczeństwa – mówił mi „Rz" profesor Ireneusz Krzemiński, socjolog. – Republika była w tej kulturze wyjątkowa, ponieważ wzbogacała swoje piosenki o głębsze refleksje, co dało jej szansę wpływania na tę część młodej generacji, która potem tworzyła elitę społeczeństwa. Teksty Ciechowskiego nie były przecież protestem przeciwko totalitaryzmowi, przeciwko komunizmowi, ograniczonym do haseł w stylu „precz z komuną". Miały filozoficzny, socjologiczny i jednocześnie egzystencjalny podtekst. Analizowały to, co pozwalało na działanie zniewalającego systemu, co sprawiało, że ludzie przystosowują się do opresji, przenosząc relacje między totalitarnym państwem a człowiekiem – na związki międzyludzkie, rodzinę, miłość. Lider Republiki ostrzegał, że zgadzając się na uniformizację, zapominamy o tym, co doprowadza do destrukcji osobowości. Pisał o rozpaczy szukania źródeł, z których może płynąć siła do powiedzenia „nie" w obronie niezależności i wolności, bez czego człowiek nie może się spełnić. Był też wymiar psychologiczny tej twórczości: przekonanie, że by pokonać totalitaryzm – trzeba najpierw zniszczyć go w sobie samym. Możemy więc mówić o antytotalitarnej mobilizacji ku wolności.
Ciechowski nie unikał prowokacji. Na antenie radiowej Trójki ukazał się sfingowany reportaż, w którym lider Republiki „całkowicie sterroryzował mieszkańców toruńskiego bloku na Karola Młota 11". Adres był fikcyjny. – Słuchacze dowiedzieli się z Trójki, że zainstalowałem przy drzwiach wejściowych fotokomórki i wpuszczam ludzi o wyznaczonych godzinach – mówił mi Grzegorz Ciechowski. - Robotników o pół do szóstej, młodzież szkolną przed ósmą. Jeśli nie zdążyli, musieli czekać przed klatką. To niesamowite, ale wiele osób uwierzyło w naszą prowokację. Zaczęto nawet zbierać podpisy pod petycją z żądaniem usunięcia mnie z mieszkania. Od taksówkarzy słyszałem: „gdybym tylko dorwał tego Ciechowskiego". Tak łatwo było nam uwierzyć, że łamanie obywatelskich praw w rzeczywistości PRL jest możliwe.
Kiedy pytałem lidera Republiki o to, czy mimo wszystko muzyka rockowa nie była przez władze PRL traktowana jak wentyl bezpieczeństwa, odpowiedział: „Mam wrażenie, że takie poglądy wyrażali muzycy, którym się nie powiodło. Trzeba pamiętać, co mówiliśmy naszym fanom w wywiadach: czytamy Vonneguta i „Folwark zwierzęcy". Wiele razy widziałem zeszyty z przepisywanymi przez dzieciaków odcinkami „1984", który emitowała polska sekcja BBC. Dzisiaj mogę im spojrzeć w oczy. Jestem przekonany, że udało nam się być katalizatorem poważniejszych myśli i literackich fascynacji".
W telewizji Republiki nie było.
– Jej propozycje odrzucaliśmy także ze względów estetycznych – mówił autor „Kombinatu". – Pierwszego wywiadu dla TVP udzieliliśmy dopiero w 1986 r., kiedy Republika się rozpadała. Była to autoparodia obecności gwiazd na antenie masowych mediów. Jacek Sylwin zadał nam trzy pytania, na które mieliśmy nie odpowiadać. Ktoś z nas się jednak złamał, za co dostał na oczach telewidzów tęgie lanie.
Ciechowski irytował władze i stał się obiektem zainteresowania wojska. Miał diagnozy lekarskie o zespole dezadaptacyjno-depresyjnym, ale nikogo to nie interesowało. Założono mu sprawę prokuratorską za uchylanie się od służby wojskowej i bilet do armii. Przed drzwiami pojawiła się Wewnętrzna Służba Wojskowa. Udawał, że go nie ma.
Po raz pierwszy Ciechowskiego uratował od służby pułkownik WSW. Lider Republiki usłyszał od oficera: "Jakoś to załatwimy. A teraz niech mi pan powie: ten tekst „Śmierć w bikini", kiedy powstał?". Okazał się ojcem córek, które słuchały Republiki. Znał teksty zespołu. Gdy jednak protektor Ciechowskiego pojechał do sanatorium, lekarz wojskowy okazał się bezwzględny. Powiedział: „Masz ch... będziesz służył!".
Służył w artylerii w Toruniu. Od razu pojawiły się naciski i propozycje w rodzaju „śpisz w domu, my ci tu skompletujemy zespół, jaki chcesz, a ty przygotujesz ładny program na Kołobrzeg". Ciechowski nie chciał jechać na Festiwal Piosenki Żołnierskiej za żadne skarby świata. Odpowiadał, że przyszedł do wojska, żeby się szkolić na artylerzystę.
Wśród nieprzyjemnych konsekwencji odmowy śpiewania w Kołobrzegu było spotkanie z oficerem kontrwywiadu.
Tuż przed egzaminami oficerskimi, w związku z wcześniejszymi zabiegami Teatru Wielkiego, dla którego komponował muzykę, został przeniesiony do Łodzi. Trafił z deszczu pod rynnę. Do szkoły politruków. Jeden z oficerów postanowił oddelegować go na spotkanie z żołnierzami – jako gwiazdę. Ciechowski się zgodził, ale za honorarium i w cywilnym ubraniu. Tylko samochód był wojskowy: gazik.
Ale totalitarne bywały też zachowania młodych ludzi. Pomimo świetnej drugiej płyty „Nieustanne tango” z orwellowskiego 1984 r., na której znalazła się „Poranna wiadomość”. Z zażenowaniem patrzyłem jak na lidera Republiki jednak „strzelano do orkiestry” - rzucano maślanką w plastikach podczas koncertu w Jarocinie. Ciechowski chamstwu się nie kłaniał. Przetrwał z zespołem atak, a nawet dostał brawa. Artyście, który skomponował „Obcego astronoma” to się należało.
Po rozpadzie Republiki narodził się Obywatel G.C. Pierwsza płyta ukazała się w 1986 r. Współtworzyli go najlepsi polscy muzycy: Paweł i Krzysztof Ścierański, Janusz Skowron, Jose Torres, Jan Borysewicz. Znalazły się na nim przeboje: „Tak długo czekam", „Paryż – Moskwa", „Błagam, nie odmawiaj". Zwracały uwagę bardzo nowoczesną aranżacją i staranną produkcją.
Jeszcze wspanialsza była druga płyta Obywatela „Tak! Tak!" z 1988 r. Sprzedała się w 300 tys. egzemplarz. To na tej płycie znalazły się przeboje „Tak… tak… to ja” i „Nie pytaj o Polskę”, oba o klasie najlepszej poezji. Promocji płyt towarzyszyła spektakularna koncertowa megaprodukcja. Absurdy i walka z dobrze obrazowała sytuacja związana z „Piosenką kata" ze słowami „cenzor swoją gilotyną ścina słowa tak jak skazańcowi głowę ścina kat".
Ciechowski wspominał:
- Cenzor mi to skreślił, więc mu powiedziałem: To fenomen, pan usuwa w niebyt zdania opisujące to, co pan robi, a przecież pan istnieje, pan tu siedzi.
Artystyczny prestiż przyniosła Ciechowskiemu debiutancka płyta Justyny Steczkowskiej „Dziewczyna szamana". Dopiero w czasie uroczystości Fryderyków '96 branża muzyczna dowiedziała się, że Ewa Omernik, autorka wszystkich tekstów piosenek Steczkowskiej, to pseudonim Ciechowskiego, zapożyczony od mamy.
Muzyczną sensacją, nagrodzoną Fryderykiem w kategorii muzyka korzeni, stał się album „OjDADAna" nagrany pod szyldem Grzegorz z Ciechowa. Teledysk do przeboju „Piejo kury, piejo" nakręcił Jan Jakub Kolski.
– To nie przypadek, że jako kompozytor i autor nie zaistniałem nigdy pod własnym nazwiskiem, tylko jako Republika, Obywatel G.C., Grzegorz z Ciechowa czy Ewa Omernik – mówił mi. – Bez kreacji moja osoba jest pozbawiona tego, co sprawia, że bywam interesujący.
Republika powróciła albumem „1991”. Wydała jeszcze „Siódmą pieczęć”, „Republikę marzeń”, „Masakrę”. To na niej śpiewaj „Mamonę” z refrenem „Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy”.
W kwietniu 2001 przed koncertem z okazji 20-lecia Republiki Ciechowski powiedział mi:
– Nagraliśmy piosenkę „Nie pójdę do szkoły". Właściwie opowiada o rezygnacji. Musimy pożegnać się z pewnym etapem naszej działalności, nie możemy wrócić do miejsca i czasu, w którym byliśmy 20 lat temu, bo jesteśmy za starzy. Wolimy jednak prawdę niż udawanie, że jesteśmy wciąż jak młode orły lub młode lwy. Tym bardziej że z naszym wiekiem wiążą się przecież także doświadczenia, które sobie bardzo cenimy.
Lubił udzielać się gościnnie. Współpracował z Maanamem przy nagraniu płyty „Sie ściemnia". Dla Lady Pank napisał tekst „Zostawcie Titanica". Miał coraz większe ambicje i głód życia. Próbował swoich sił w kinie: skomponował m.in. muzykę do „Wiedźmina". Gdy odchodził, planował zakończenie nagrań nowej płyty Republiki do połowy stycznia 2002. Zespół zarejestrował 11 kompozycji, ale bez śpiewu Grzegorza. Miał gotowych pięć tekstów. Przeczucie tego, co się stanie, czaiło się w jednym z nich: „Śmierć na pięć".
Grzegorz podarował rękopis do charytatywnego „Albumu milenijnego” przygotowanego przez moją żonę Izę z myślą o szpitalu dziecięcym na Litewskiej.
Dzień po śmierci artysty przedrukowaliśmy wiersz na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej”.