Najgorzej swoimi zasobami zarządzał TVN, który odesłał swoim klientom 20 proc. wartości zleceń w październiku i ponad 50 proc. w listopadzie. Gospodarka rozwija się w bardzo przyzwoitym tempie. Rozwój ten jest głównie wywołany popytem krajowym. Reklamodawcy walczą o udziały w rosnącym rynku, traktując inwestycje w marketing i reklamę jako główne narzędzie tej walki. Rynek reklamy, a szczególnie rynek reklamy telewizyjnej, jest zdecydowanie bardziej wrażliwy na cykle koniunkturalne niż inne segmenty gospodarki. To reklama pierwsza idzie pod nóż cięć budżetowych, gdy trzeba bronić wyników w czasie bessy i reklama jest priorytetową inwestycją w walce o udział w rosnącym torcie popytu.
Wszystkie wskaźniki makroekonomiczne, porównania międzynarodowe i długofalowe trendy prowadzą do jednego prostego wniosku – wydatki na reklamę, szczególnie na reklamę telewizyjną, w Polsce będą rosły. Tymczasem nie ma instrumentów do obsłużenia rosnącego popytu. Wszystkie stacje telewizyjne są praktycznie całkowicie wysprzedane i to niezależnie od miesiąca, dnia tygodnia czy pory dnia. Trudno w to uwierzyć, ale sprzedane jest praktycznie wszystko. Telewizja publiczna zwiększyła swoje zasoby w tym roku, maksymalizując liczbę i długość bloków reklamowych w ramach swoich nieco bardziej restrykcyjnych ograniczeń. W efekcie zaoferowano blisko 40 proc. czasu reklamowego więcej, przeznaczając 9 minut w godzinie średnio na reklamę, co wydaje się absolutnym maksimum pojemności, biorąc pod uwagę ograniczenia prawne (maksimum 12 minut w każdej godzinie nadawania) i formalny zakaz dzielenia programów reklamami.
Przewaga popytu nad podażą w sytuacji całkowitego nasycenia rynku może oznaczać tylko jedno – wzrost ceny.Uczestnicy rynku podają bardzo rozbieżne szacunki dotyczące przewidywań wzrostu kosztów reklamy telewizyjnej. W trakcie sondy przeprowadzonej wśród uczestników konferencji mojej firmy (Omnicom Media Group) na temat prognoz dla rynku reklamy telewizyjnej w 2008 r., przewidywania dotyczące inflacji wahały się od 5 do 40 proc. Przewidywania te są tak rozbieżne, ponieważ wzrost popytu szacowany na około 12 – 15 proc. w przyszłym roku jest jedynie jednym z czynników determinujących wzrost kosztów. Kolejnym jest, paradoksalnie, spadek oglądalności telewizji. Na rynku reklamowym nie handluje się czasem, lecz widownią. Dla wszystkich uczestników rynku to koszt dotarcia jest podstawą wyceny wartości oferty każdej stacji telewizyjnej. W przypadku malejącej widowni ten sam koszt emisji, bo na niezrównoważonym rynku trudno przewidywać korektę w dół, przynosi mniejszy efekt. Koszty dotarcia rosną i jest to wzrost niebagatelny. Oglądalność telewizji w ostatnim roku zmalała bowiem o 4 proc.
Kolejnym paradoksem rynku reklamy telewizyjnej jest fakt, że wzrost konkurencyjności rynku przekłada się nie na spadek, lecz wręcz odwrotnie, na wzrost cen reklamy. Rynek telewizyjny ulega systematycznemu rozdrobnieniu. W ciągu ostatniego roku udział czterech głównych kanałów telewizyjnych w rynku skurczył się o kolejne 4 proc. Efekt podobny – czas reklamowy kupiony po wyższej cenie dociera do widowni o 4 proc. mniejszej. Nie należy się spodziewać zatrzymania trendu fragmentaryzacji rynku. Penetracja kabla i satelity dynamicznie rośnie. Wejście TP SA i innych operatorów telekomunikacyjnych na rynek telewizyjny bardzo przyspieszy ten trend. Rosnąca penetracja Internetu jeszcze dynamiczniej przełoży się na spadek oglądalności telewizji. Wynik pozostaje nieuchronnie ten sam – wzrost kosztów reklamy telewizyjnej.
Jeśli zatem złożymy te proste składowe – w postaci wzrostu popytu, ograniczenia oglądalności TV i rozdrobnienia rynku – w model procentów składających się na nową cenę równowagi, to wynik tej operacji jest dość zaskakujący. Wzrost kosztów reklamy telewizyjnej w przyszłym roku można szacować na poziomie 25 proc. (100x1,04x1,04x1,15) i to bez korekty przewagi popytu nad podażą.
Co to oznacza? Po pierwsze, tłuste czasy dla prywatnych telewizji. Po drugie, świetną koniunkturę dla planów prywatyzacyjnych TVP. Po trzecie, rosnącą barierę wejścia na masowy rynek dla rodzimych producentów i rosnącą przewagę międzynarodowych gigantów. Po czwarte, udrękę widzów – nie ma żadnego powodu, by sądzić, że liczba reklam w telewizji będzie ograniczona. Niezależnie od tego, czy te reklamy zamieszczacie, czy je jesteście zmuszeni oglądać, życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku.