Gościem ostatniej debaty „Dziennika” był Emmanuel Todd, zaproszony do Warszawy chyba po to, żeby przekonać Polaków, że Rosja jest najważniejszym sojusznikiem UE i warto z nią negocjować, USA – imperialną potęgą w stanie upadku o odmiennej niż Europa cywilizacji, a Unia Europejska oznacza konieczność pokornego uznania hegemonii krajów największych.
Todd jest między innymi autorem interesującej, choć po części demagogicznej, książki o neoliberalizmie. Sławi w niej zalety gospodarczego protekcjonizmu, krytykuje euro i zwraca uwagę na negatywne zjawiska rozdrobnienia narodów i wzrostu nierówności. O wszystko obwinia negatywny wpływ amerykańskiego systemu gospodarczego na Europę.Jedna z tabel zamieszczonych w tej książce ilustruje stopień otwartości gospodarek mierzony stosunkiem inwestycji zagranicznych w danym kraju do jego inwestycji za granicą.
Nie trzeba podzielać ekscentrycznych poglądów francuskiego intelektualisty (w czasie debaty wygłosił w stylu prawdziwie francuskim półgodzinną odę na cześć putinowskiej Rosji), by odczuć pokusę zastosowania tego myślenia do Polski. Jak bardzo otwarta jest Polska gospodarka w porównaniu z zachodnioeuropejskimi? I o czym to świadczy – jeśli przejęlibyśmy przesłanki rozumowania Todda?
Jak jednak wiemy, nie tylko polscy ekonomiści, ale i radykalni autorzy zachodnioeuropejscy, którzy potępiają turbokapitalizm z pozycji lewicowych, milczą na temat roli kapitału zagranicznego w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie interesują się ani rozdrobnieniem narodów, ani rosnącymi nierównościami w tym regionie. Partiom politycznym podejmującym te problemy – takim jak PiS – zarzuca się ciasny nacjonalizm i płaski populizm.
Te podwójne standardy wynikają z tego, że nie da się z faktu opanowania rynków Europy Środkowo-Wschodniej uczynić oskarżenia wobec USA, gdyż na wschodnioeuropejskich peryferiach dominują koncerny zachodnioeuropejskie. A rzekomo postnarodowi i proeuropejscy intelektualiści niemieccy czy francuscy, tak nielubiący ekspansji firm zagranicznych w Niemczech i we Francji, skłonni są do znacznie większej tolerancji, gdy chodzi o gospodarczą i polityczną ekspansję firm francuskich i niemieckich na wschodnioeuropejskich rynkach.