Reklama
Rozwiń

Druga porażka Google'a

Internetowy gigant jest coraz dalej uruchomienia globalnej czytelni Google Books. Departament Sprawiedliwości obawia się, że firma zdominuje rynek książki

Aktualizacja: 08.02.2010 10:04 Publikacja: 05.02.2010 15:07

Główna kwatera Google w Mountain View w Dolinie Krzemowej

Główna kwatera Google w Mountain View w Dolinie Krzemowej

Foto: AFP

Przed pięcioma laty Google zawarł z amerykańskimi pisarzami i wydawcami kontrowersyjną ugodę, która pozwalałaby mu na stworzenie wielkich cyfrowych zbiorów światowej literatury. Najpierw oprotestowały ją środowiska literackie i europejscy wydawcy.

Teraz barierę postawił amerykański Departament Sprawiedliwości, który uznał, że warunki ugody dają firmie Google zbyt duże przywileje, godzące w zasady konkurencji. Jednym słowem, według sędziów, internetowy gigant mógłby zyskać pozycję monopolisty na cyfrowym rynku książki, gdzie miałby możliwość nie tylko dystrybucji i sprzedaży książek, ale wykorzystywania ich w „różnorodnych formatach”.

Być może na opinię Departamentu Sprawiedliwości wpłynęły naciski największego w USA internetowego sklepu Amazon, który kilka dni temu skierował pismo do nowojorskiego sądu zajmującego się sprawą Google Books. Przedstawiciele Amazon wyrazili obawę, że ugoda w obecnym kształcie „mogłaby prowadzić do monopolizacji”.

Opinia Departamentu Sprawiedliwości to drugi cios dla Google'a. Jesienią zeszłego roku firma, pod wpływem protestów i zapytań różnych instytucji i środowisk w USA oraz Europie, wycofała się z części zapisów pierwotnej ugody i zaproponowała nową wersję. Ustępstwa nie pomogły, bo właśnie tę nową ugodę zakwestionował Departament Sprawiedliwości.

Szczególne obawy budzi stosowana w prawie amerykańskim, a niezgodna z przepisami i tradycją europejską tzw. klauzula opt out. Ugoda automatycznie objęłaby wszystkich światowych autorów, których książki dostępne są na rynku amerykańskim i zostały już przez firmę Google zeskanowane (zdaniem Polskiej Izby Książki chodzi o miliony książek, także polskich). Jedynym sposobem na wyłączenie swych dzieł z ugody, a więc uniemożliwienie Googlowi wykorzystywania ich, było wysłanie specjalnego formularza. Wielu polskich autorów, których pytaliśmy o opinię, było tym rozwiązaniem zaskoczonych i oburzonych ([link=http://www.rp.pl/artykul/9148,301050_Pisarze_kontra_Google_.html]"Pisarze kontra Google"[/link], „Rz” 6.05.2009 r.).

Protesty wydawców europejskich budzi m.in. kwestia opłat za wykorzystanie tzw. książek osieroconych, czyli takich, w przypadku których trudno ustalić właścicieli praw autorskich i materialnych. Mowa o milionach tytułów. Europejscy wydawcy obawiali się także, że Google będzie miał dość silną pozycję, by dyktować niekorzystne stawki za wykorzystanie tytułów w sieci. Sprawę jednocześnie badał amerykański urząd antymoopolowy i także zgłaszał zastrzeżenia do ugody.

Wielu pisarzy i wydawców, którzy popierają ideę stworzenia cyfrowej czytelni, nie zgadza się, by Google skupił w swych rękach literacki dorobek ludzkości. Powstały alternatywne pomysły tworzenia cyberbiblioteki poprzez międzynarodowe porozumienia instytucji naukowych, Bibliotek Narodowych i federacji wydawców.

Wszystkie budzące wątpliwości kwestie stały się - decyzją nowojoskiego sądu - przedmiotem publicznej debaty, która jesienią ubiegłego roku miała doprowadzić do decyzji w sprawie wcielenia ugody w życie. Jednak zastrzeżenie Departamentu Sprawiedliwości oddala realizację pomysłu Google'a i ponownie otwiera dyskusję.

Przedstawiciele firmy Google nie odebrali uwag Departamentu Sprawiedliwości jako porażki. Uznali je za „podkreślenie, iż projekt Google Books może odegrać ogromną rolę w otwarciu dostępu do milionów książek w Stanach Zjednoczonych”. Następną rozprawę w sprawie Google Books wyznaczono na 18 lutego.

Media
Donald Trump: Mamy nabywcę dla TikToka. Na sprzedaż musi zgodzić się Pekin
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Media
Szefowa wyszukiwarek Google’a: AI stworzy wiele możliwości, ale trzeba być ostrożnym
Media
Donald Trump odsuwa termin sprzedaży TikToka. „Nie chce, by aplikacja zniknęła”
Media
Disney broni Dartha Vadera przed AI. „Midjourney to bezdenna studnia plagiatu”
Media
Wolność słowa dla ludzi, nie dla sztucznej inteligencji