Przed pięcioma laty Google zawarł z amerykańskimi pisarzami i wydawcami kontrowersyjną ugodę, która pozwalałaby mu na stworzenie wielkich cyfrowych zbiorów światowej literatury. Najpierw oprotestowały ją środowiska literackie i europejscy wydawcy.
Teraz barierę postawił amerykański Departament Sprawiedliwości, który uznał, że warunki ugody dają firmie Google zbyt duże przywileje, godzące w zasady konkurencji. Jednym słowem, według sędziów, internetowy gigant mógłby zyskać pozycję monopolisty na cyfrowym rynku książki, gdzie miałby możliwość nie tylko dystrybucji i sprzedaży książek, ale wykorzystywania ich w „różnorodnych formatach”.
Być może na opinię Departamentu Sprawiedliwości wpłynęły naciski największego w USA internetowego sklepu Amazon, który kilka dni temu skierował pismo do nowojorskiego sądu zajmującego się sprawą Google Books. Przedstawiciele Amazon wyrazili obawę, że ugoda w obecnym kształcie „mogłaby prowadzić do monopolizacji”.
Opinia Departamentu Sprawiedliwości to drugi cios dla Google'a. Jesienią zeszłego roku firma, pod wpływem protestów i zapytań różnych instytucji i środowisk w USA oraz Europie, wycofała się z części zapisów pierwotnej ugody i zaproponowała nową wersję. Ustępstwa nie pomogły, bo właśnie tę nową ugodę zakwestionował Departament Sprawiedliwości.
Szczególne obawy budzi stosowana w prawie amerykańskim, a niezgodna z przepisami i tradycją europejską tzw. klauzula opt out. Ugoda automatycznie objęłaby wszystkich światowych autorów, których książki dostępne są na rynku amerykańskim i zostały już przez firmę Google zeskanowane (zdaniem Polskiej Izby Książki chodzi o miliony książek, także polskich). Jedynym sposobem na wyłączenie swych dzieł z ugody, a więc uniemożliwienie Googlowi wykorzystywania ich, było wysłanie specjalnego formularza. Wielu polskich autorów, których pytaliśmy o opinię, było tym rozwiązaniem zaskoczonych i oburzonych ([link=http://www.rp.pl/artykul/9148,301050_Pisarze_kontra_Google_.html]"Pisarze kontra Google"[/link], „Rz” 6.05.2009 r.).