- W przyjętej przez Walne Zgromadzenie uchwale wskazano, iż w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych należy uznać wydawców prasy za producentów treści i tym samym – z jednej strony – objąć wydawców regulacją art. 104 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz – z drugiej strony – zrównać ich status prawny z producentami fono- i wideogramów poprzez wprowadzenie odpowiedniego prawa pokrewnego – podała Izba Wydawców Prasy.

Wydawcy chcą też, by na nowo – bardziej precyzyjnie- zdefiniowano tzw. zasadę dozwolonego użytku, które w określonych sytuacjach zezwala na korzystanie z ich treści bez uzyskiwania ich zgody. Takim wyjątkiem jest np. korzystanie z treści objętych prawami autorskimi przez biblioteki czy szkoły, ale także przez instytuty badawcze, co chętnie wykorzystują firmy robiące dla firm tzw. prasówki. - Wielkie koncerny, ministerstwa i instytucje otrzymują od firm monitorujących media wycinki artykułów z „Rz" i innych tytułów posegregowane tematycznie, dzięki czemu łatwo można je rozdysponowywać między poszczególne działy w firmach. Nam z tego powodu maleje prenumerata, a nie mamy z tytułu monitoringu  rekompensujących tych spadków przychodów, bo nie wszystkie firmy monitoringowe płacą wydawcom za wykorzystywanie ich treści. Swoich praw musimy dochodzić w postępowaniach sądowych, a one trwają po dwa-trzy lata – mówił w rozmowie z „Rz" Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawcy Prasy.

Jak podają wydawcy w piśmie wysłanym do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jedynie znikoma część wszystkich obrotów wydawców prasy pochodzi dziś z licencji. - Te ostatnie regulują i finansują obieg treści oraz stanowią niezbędny element cyfrowego modelu ekonomicznego dzienników i czasopism. Potwierdzają to m.in. badania przeprowadzone na próbie artykułów z prasy codziennej, które wykazało, że znaczna ich liczba jest wykorzystywana bez licencji. Codziennie średnio 6 proc. tekstów, które ukazały się w dzien­nikach w wersji drukowanej, oraz 27 proc. tych opublikowanych na ich stronach internetowych podlega wykorzystaniu bez upoważnienia – zaznacza IWP. Jak dodają wydawcy, „powyższy proceder przybiera formę piractwa (tj. kopiowania całości lub części artykułu), pasożytnictwa (tj. przeformułowania tekstu bez wkładu własnego) lub agregacji odnośników bez poszanowania reguł dotyczących głębokich linków. Strony internetowe oparte na piractwie, pasożytnictwie lub agregacji, publikują treści wykorzystane bez licencji i, co ważne, sprzedają otaczającą je przestrzeń reklamową, nie ponosząc przy tym kosztów produkcji – zaznaczają.

Zdaniem branży wydawniczej nowe regulacje dotyczące prawa autorskiego i praw pokrewnych są konieczne, by miedzy wszystkimi mediami istniała na rynku uczciwa konkurencja.