Mroczny narodowy dramat

Nowa książka Rymkiewicza. Powstanie warszawskie to najważniejsze wydarzenie w historii Polski, twierdzi autor „Kinderszenen”

Aktualizacja: 15.09.2008 20:22 Publikacja: 15.09.2008 19:18

Jarosław Marek Rymkiewicz

Jarosław Marek Rymkiewicz

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Wiktor And Andrzej Wiktor

O dziwnym, mrocznym, ale przepięknym polskim losie traktuje trafiająca w tych dniach do sprzedaży książka Jarosława Marka Rymkiewicza. Opowieść o powstaniu warszawskim i o wciąż żywej obecności tego powstania dzisiaj, w Polsce Anno Domini 2008.

Składają się na nią m.in. osobiste wspomnienia 73-letniego wybitnego poety, pisarza i eseisty. Przy tym autor podkreśla, że z pewnością bohaterem "Kinderszenen" nie jest ośmio- czy dziewięcioletni chłopiec, którym był wtedy, "a tematem nie są jego wojenne przeżycia".

Rymkiewicza interesuje raczej, jak to się stało, że przeżył. Że nie poległ 13 sierpnia 1944 roku przy ulicy Kilińskiego 1 od eksplozji "bezwieżowego pojazdu gąsienicowego", "opancerzonego wozu amunicyjnego" czy, jak kto woli, "czołgupułapki" wyładowanego toną materiałów wybuchowych. Krew zalała dom do trzeciego piętra. W 1969 roku do postawionego w tym miejscu nowego budynku wprowadził się Jarosław Marek Rymkiewicz z żoną. Wkrótce urodził się im syn. Mieszkali na śmierci, żyli na cmentarzu. Jego dom nie miał głębokich fundamentów, "nie chciano badać, co się tam znajduje głębiej".

Rymkiewicz sięga głębiej. Zderza relacje – zda się niespójne – z różnych epizodów, dochodząc do wniosku, że powstanie doczekać się winno własnej metodologii badań historycznych. Dopóki jej nie ma, wszystkie relacje są równoprawne i niezależne od sprzeczności – jednako prawdziwe.

W powstaniu dostrzega fascynujące, niewiarygodne piękno, patrzy na nie jak na narodowy dramat dziejący się przy zaciągniętej przez Niemców kurtynie – była taka! – między narożnikiem Miodowej a kościołem św. Anny przez całe Krakowskie Przedmieście. I spogląda na ten złowrogi dramat oczyma zabijanych Polaków, ale i Niemców, zastanawiając się np., z jakiego powodu mordowali oni staruszków z domów starców, przecież w powiększaniu powierzchni życiowej im nie przeszkadzali?

Z różnych powodów – przypomina Jarosław Marek Rymkiewicz – powstanie warszawskie traktowane było jako przejaw czy raczej wielki wybuch szaleństwa narodowego. Za szaleńców uznał tych, którzy je wzniecili i tych, którzy wzięli w nim udział – znany historyk emigracyjny Władysław PobógMalinowski w "Najnowszej historii politycznej Polski", nazywając powstanie warszawskie "największym w dziejach Polski nieszczęściem".

Nie dostrzegł on jednak – powiada Rymkiewicz – "że to największe polskie nieszczęście było też największym wydarzeniem w historii Polski: A jeśli tak je zobaczymy, to oczywiście słowo "nieszczęście" zmieni trochę swój sens".

Szaleństwo Polaków, jeśli w ogóle można mówić o czymś takim, było niczym innym jak odpowiedzią na szaleństwo Niemców – "to znaczy na szaleństwo mordowania, w które z jakichś niezrozumiałych przyczyn popadli niemieccy mordercy". Polacy musieli zdobyć się na tę odpowiedź, "jeśli chcieli nadal istnieć na kuli ziemskiej".

Autor "Kinderszenen" cytuje zeznania z powstania złożone w 1946 roku przed Komisją Badań Zbrodni Niemieckich. Znalazły się one w wydanym 16 lat później tomie "Zbrodnie okupanta hitlerowskiego na ludności cywilnej w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku". Już wtedy nastąpiło przesunięcie akcentów w nazywaniu zbrodniarzy po imieniu. Z Niemców stali się hitlerowskimi okupantami, nie minie wiele lat i zastąpią ich naziści.

"Był to początek niemieckiego fałszowania historii – pisze Rymkiewicz. – Wielu Polaków bezmyślnie i chętnie przyłożyło do tego rękę. Mimo że byłem wtedy dzieckiem, mogę w tej sprawie wystąpić jako świadek, jako że doskonale to pamiętam – w czasie wojny i po wojnie nie było żadnych nazistów, coś takiego nie istniało, nikt o czymś takim nie słyszał. Byli tylko Niemcy".

A załóżmy, że Niemcy nie przegraliby wojny, jaki wtedy los spotkałby Polaków? "Nie mam nic przeciw temu, aby zrobić siekaninę z Polaków i Ukraińców i z tego wszystkiego, co się tu wałęsa – zrobić z nimi to, co się tylko będzie podobało" – mówił do esesmanów w Krakowie w styczniu 1944 roku generalny gubernator Hans Frank.

Siekanina po niemiecku brzmi lepiej – Hackfleisch. "Gdyby Frank nie był wielkim niemieckim prawnikiem – pisze Rymkiewicz – lecz wielkim niemieckim poetą, kimś w rodzaju Novalisa czy Eichendorffa, gdyby miał duszę romantycznego poety, to powiedziałby jeszcze, że Niemcy ten Hackfleisch, który po wojnie zrobią z nas i Ukraińców, potem sobie zjedzą – oblizując się przy tym jak rozczochrana, a w dodatku zezowata czarownica z baśni braci Grimm".

Na nieszczęście dla Franka, Hitlera, a i hrabiego Stauffenberga (Rymkiewicz cytuje jego zdanie o Polakach: "To niewyobrażalna hołota, bardzo dużo Żydów i bardzo dużo mieszańców. Ci ludzie będą posłuszni jedynie pod knutem") "zrobienie siekaniny, Hackfleischu, ze wszystkich Polaków i ze wszystkich Ukraińców, także z wszystkich Czechów i Słowaków, w ogóle ze wszystkiego, co się niepotrzebnie wałęsa, herumtreibt, wokół Niemców (...) było w latach 40. tamtego wieku (i jest teraz) kompletnie niewykonalne".

Nic dziwnego, że Hans Frank dwa miesiące później w Rzeszowie uświadamiał niemieckich pracowników zakładów lotniczych, że "Polacy są – kiedy się ich grzecznie i delikatnie traktuje – najbardziej godną zaufania siłą roboczą w Europie, i to szczególnie do stałej, prostej roboty". No i proszę – mamy pierwowzór polskiego hydraulika. Stauffenberg też wieszczył, że polska hołota w Niemczech będzie "użyteczna, pracowita, pożyteczna i skromna".

W Niemczech – może tak, ale nie u siebie. Nieprzypadkowo Jarosław Marek Rymkiewicz akcentuje: "Jesteśmy tylko tutaj, a nigdzie indziej nas nie ma". A powstanie warszawskie nie poniosło żadnej klęski, przeciwnie – zwyciężyło; dowodem tego zwycięstwa jest dzisiejsza niepodległa Polska. Powstanie – dowodzi autor "Kinderszenen" – tak jak chrzest Polski nadal znajduje się u podstaw różnych ważnych polskich wydarzeń, bowiem wciąż tajemniczo się odnawia.

Zdaje się, że za szybko i za łatwo przebaczyliśmy Niemcom. W historii są takie rzeczy, których się nie przebacza –nigdy, bo nie ma powodu, żeby przebaczać. Hierarchowie Kościoła i premierzy kolejnych polskich rządów nie powinni o tym zapominać – żeby przebaczać, trzeba mieć uprawnienie: nie od Boga, bo Bóg nie ma tu nic do rzeczy, lecz od Polaków, a takiego uprawnienia nikt nikomu nie udzielił i nie udzieli.

Krwawa dziura – to było właśnie moje dzieciństwo. Nie mogę powiedzieć, że mam jakieś wielkie pretensje do Niemców, że czegoś od nich oczekuję czy czegośżądam. Chciałbym tylko, żeby wiedzieli, co mi zrobili – zniszczyli moje dzieciństwo i zrujnowali moją ośmioletnią wyobraźnię. Została kupa gruzów, kupa trupów, wielkie szambo, wielka dziura wypełniona czarną krwią.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski