To autor fascynującą biografię i nietuzinkową osobowość utopił w morzu dat, nazwisk i adresów. Zaskakujące, bo Stuart Nicholson jest cenionym recenzentem muzycznym związanym z BBC i „The Observer”, więc na jazzie i pisaniu się zna. Zbrodni pomógł mu dokonać polski tłumacz, który swoją pracę wykonał bez znajomości sztuki interpretacji, a co gorsza – bez wyobraźni.
Redaktorzy też się nie popisali, wątpię, by ktoś tę książkę uważnie przed drukiem przeczytał. Zawiera tyle błędów językowych, logicznych i gramatycznych, że ta lektura, zamiast wzbogacać nasz język, może mu tylko szkodzić.
Za to w warstwie faktograficznej należy autorowi wierzyć na ślepo. Sprawdził bodaj każde dostępne nagranie, przeczytał stosy archiwalnych recenzji i wywiadów. Tyle że ta detaliczna wiedza wzięła górę i zaoferował nam szczegółowe kalendarium. To książka wydana przedwcześnie: jest jedynie brudnopisem, z którego powinna się wyłonić wciągająca historia.
Zamiast niej mamy wyliczankę sporządzoną z obsesyjną i nic niewnoszącą dokładnością – znamy dzień tygodnia, nazwę sali, liczbę osób na widowni, skład towarzyszącego artystce zespołu i wysokość gaży, jaką otrzymała za występ.
Wątpię, by tę skrupulatność docenili nawet oddani wielbiciele Elli Fitzgerald. Sterta szczegółów nie układa się w wiarygodny portret, a cytowane gęsto opinie muzyków i recenzentów nie pomagają zrozumieć, kim była pierwsza dama swingu.