Z nostalgią wspominam stare winyle w kartonowych obwolutach, które czasem prócz samej płyty kryły także nieoczekiwaną wkładkę – a to teksty utworów, a to zdjęcia wykonawców czy plakat koncertowy. Gdy pojawiły się CD, multikolorowe broszurki w plastikowych pudełkach stały się standardem. Aby czymś wyróżnić poszczególne płyty, zaczęto udziwniać okładki – przykładem mającym już ponad dziesięć lat są nagrania Milesa Davisa w „sześciopakach” objętych złotym metalowym grzbietem z fantazyjnym liternictwem. Wydawcy wpadli niebawem na nowy pomysł: to książeczkom z tekstami, opisem, historią i zdjęciami towarzyszyły srebrne krążki, nie odwrotnie. Te minitomiki bywają tak rozbudowane, że można je stawiać na półce z książkami.

Jeszcze dalej poszła Maria Peszek. Jej najnowsza propozycja zajmuje już dwie półki: z CD i biblioteczną. Artystka do swej płyty „maria Awaria” dodała tom zatytułowany „Bezwstydnik” (Kayax). To album w pełnym książkowym wymiarze: format 21 x 21 cm, 80 stron, gruby papier, kartonowa okładka ze skrzydełkami. A co w środku? Bezwstydne teksty – piosenek z płyty, pisane do magazynu „Elle” oraz utwory nazywane przez autorkę „sny frazy wyrazy” – i bezwstydne zdjęcia Ryszarda Michalskiego, który jest również autorem opracowania graficznego tomu.

Udało mu się trafnie oddać dziwny, wciągający klimat płyty, swoistej „zupy halucynowej”, jaką serwuje na niej artystka. Przyznaję, że w lekturze książki pomoże wysłuchanie nagrań – Maria Peszek „się zadaje ze słowami za rymami się ugania”, właściwy rytm nadaje im muzyka. Tu znajdziemy skład o równym dukcie, którego czytelność utrudnia czasem zbytnia szerokość kolumny; czcionka okazuje się wtedy za mała, podobnie jak interlinia. Dobrze rozmieszczone są zdjęcia, same w sobie zabawne – autorka jako sztuka mięsa w „rosole z domowej kury” stanowi specyficzne wyzwanie.