W jednym z wierszy Kapuściński pytał: „Jakże mogłaś mnie/ tak opuścić/ siło tajemna/ zwana życiem?”. W szpitalu, dokąd trafił po świętach Bożego Narodzenia 2006 r. i gdzie zmarł 23 stycznia, pisał natomiast: „Jakże nie doceniamy tego mechanicznego aspektu natury ludzkiej! Aż w końcu podłączony do różnych rurek, pojemników, przewodów i zegarów człowiek widzi, że stał się tylko elementem, i to często drugorzędnym, tego wielkiego świata maszyn”.
[srodtytul]Dopóki starczy sił[/srodtytul]
Są na tych stronach ślady niepokoju - „Chwile zwątpienia. Odsuwaj je na ile można”. Lub: „Czuję, że uszły ze mnie resztki, sił, że zapadam się w czeluść, oblepia mnie czarna mgła Straszne uczucie bezradności, tracę kontakt ze światłem, z otoczeniem, z rzeczywistością, wszystko oddala się, znika”. Ale zapiski reportera to także dowód heroicznych zmagań z chorobą, słabością i nadchodzącą śmiercią: „Jestem krańcowo wymęczony, ale ciągle, dopóki starczy sił chcę walczyć”. Kilka stron dalej: „Ucz się robić rzeczy małe, ruchy małe, drobne, ale jednak ruszaj się, zmuszaj się do działania, czyń wysiłek”. „Poprawił mi się nastrój i prawie zniknęły czarne obrazy – widoki cmentarzy, grobów, kwiatów na grobach”.
Do szpitala Kapuściński zabrał ze sobą „Pana Tadeusza”. Jak tłumaczył jednemu z odwiedzających go przyjaciół, po to by się „dosycić” pięknem języka. Nie przestał być reporterem – pisał więc: „Nie ma śniegu, nie ma mrozu, nie ma zimy. Niebo – na przemian – albo błękitno-włoskie, albo ponure skandynawskie, północne”. Nie uszło jego uwagi polecenie salowej: „Wiesia, załaduj picie!”.
Mikołajewski, który odwiedził reportera na początku stycznia, usłyszał, że zebranych obserwacji starczyłoby na napisanie kontynuacji „Buszu po polsku”.