Prezentacja „Wpisu do ksiąg wieczystych” stała się w Krakowie kulturalnym wydarzeniem. W wypełnionej po brzegi Sali Mehofferowskiej obok Wisławy Szymborskiej, Zbigniewa Mentzela i Bronisława Maja, poezję Szubera czytali w środowy wieczór: profesor prawa Andrzej Zoll, profesorowie medycyny Jacek Bomba i Andrzej Szczeklik, a także laureatka olimpiady polonistycznej licealistka Martyna Nowicka. Wysłuchaliśmy też z taśmy recytacji Ewy Lipskiej oraz Bogdana Rymanowskiego z TVN.

Potem można było zadawać autorowi pytania. Zaczęła Wisława Szymborska: — Panie Januszu, czy pan ma jakąś taką najbardziej jedyną bratnią duszę? Może pan wymienić: człowieka, zwierzę lub roślinę — konkretyzowała noblistka. Zamieszkały w Sanoku poeta wyjaśniał, że czymś takim jest jego najbliższa okolica, miejsca, które odwiedza gdy pogoda i zdrowie pozwalają. Pejzaże, dąb pod którym dobrze się czuje oraz wszyscy, których tam spotyka. Nie wskazał konkretnej osoby, bo jest ich wiele. — W myśleniu o ludziach jestem poligamiczny — mówił. Prof. Zoll zauważył, że w poezji Szubera odnajduje fantastyczną atmosferę prowincjonalnej Galicji.

Należącego do czołówki polskich poetów i tłumaczonego na wiele języków autora „Wpisu do ksiąg wieczystych” dopytywano, skąd się wziął tytuł tomiku. — Ten solenny termin zawsze mnie intrygował przeczącą sobie nawzajem dwoistością: mariażem doczesnego ładu prawnego i perspektywy eschatologicznej — wyjaśniał poeta. Bronisław Maj przypomniał podobieństwo tytułu do „Wypisów z ksiąg użytecznych” Czesława Miłosza. Janusz Szuber przyznał, że w swej twórczości często rozmawia z mistrzami poezji. — Są dla mnie nieustannie obecni i karcący gdy coś mi się nie udaje — wyznał.