Książka „Jak trwoga, to do bloga” jest rejestracją ich wirtualnej korespondencji. Piszą od blisko trzech lat. Tak jak w spektaklu „Chlip-hop” (który jest pierwowzorem blogowych rozmów) ona zwraca się do niego Andryou, on do niej – Imagine.
Umer wplata w opowieści fragmenty wspaniałej polskiej poezji, cytuje swych przyjaciół: Osiecką i Przyborę. Poniedzielski zaś wymyśla komiczne lub melancholijne wierszyki, bo wie, że ona takie „rymy pobieżne” lubi.
Wpisy w niewielkim tylko stopniu dotyczą bieżących wydarzeń – są to raczej nieformalne rozprawy filozoficzne: o życiu, śmierci, dzieciach, wierszach, zdrowiu i jego braku, jesieni i młodości. Nawet gdy temat rozważań jest smutny, autorzy otaczają go dowcipem i ubierają w słowa z delikatnością, która przypomina, że rozmawiać można o wszystkim. Zależy tylko jak.
Gdy piszą do siebie o niczym, czyli o drobiazgach, nazywają to „bibrzeniem”. Ale właśnie te fragmenty czyta się najprzyjemniej – w potoku myśli, niezaplanowanych i niezdyscyplinowanych, okazuje się, że prawdziwa rozmowa polega na słuchaniu. Bo kilka stron dalej, w odpowiedzi na niepozorne „bibrzenie”, pojawiają się przemyślenia niemałej wagi. Imagine i Andryou bawią się słowami, stawiają zdania na głowie, przekręcają znaczenia, szukają zabawnych form, by sprawić adresatowi radość. I także w ten sposób pokazują, ile dla siebie znaczą.
Pisząc, przyjaźnią się bez ckliwości i dosłowności, zwyczajnie, ale nie pospolicie – lubią się z fantazją. Wygospodarowali dla dialogów nietuzinkową przestrzeń. Nie chodzi o to, że cyfrową, ale komfortową – pozbawioną pośpiechu, wulgaryzmów, błędów stylistycznych, wolną od rywalizacji czy nieuprzejmości. Po przeczytaniu tej książki ma się ochotę biec do komputera i natychmiast napisać do kogoś bliskiego. Albo usiąść i porozmawiać. Zupełnie inaczej niż dotąd.