Komputerowy gigant tworzy wirtualną bibliotekę, w której pojawią się również polskie tytuły. – Pierwsze słyszę, nikt mnie nie informował – zdziwiła się Małgorzata Musierowicz, a za nią inni pytani przez „Rz” pisarze, m.in. Olga Tokarczuk, Wojciech Kuczok i Ewa Lipska. Większość z nich reaguje oburzeniem. – Google nie ma nade mną władzy – komentuje Ryszard Krynicki.

A Kuczok mówi: – Kiedy się dowiaduję, że ktoś w Ameryce podjął decyzję, która mnie dotyczy, rodzi się we mnie bunt. Muszę zadzwonić do wydawcy.

Planów Google’a nie znają także szefowie wydawnictw, m.in. Czytelnika, Czarnego i Literackiego. A zgodnie z amerykańskim prawem to na nich spoczywa obowiązek zapisania się do tworzonego przez Google’a rejestru, co zapewni im i pisarzom 63 proc. zysków z wykorzystania książek. Mogą też pisemnie nie zgodzić się, by Google zamieszczał ich tytuły.

Pierwotny termin składania takich oświadczeń miał minąć wczoraj, ale kilka dni temu nowojorski sąd przedłużył go do 4 września.

– Nasi wydawcy i autorzy odczują działania Google’a bardzo realnie – mówi Piotr Marciszuk z Polskiej Izby Książki. – Ale na razie nie interesują się tą sprawą.