Każde słowo jest tu prawdziwe. Wszystko przydarzyło się autorowi albo jego kolegom z jednostki.
Arkadij Babczenko został zmobilizowany w 1995 r., kiedy był na drugim roku studiów prawniczych. Kilka miesięcy spędził w jednostce szkoleniowej na Uralu, potem trafił na Kaukaz. Najpierw służył w Mozdoku, tuż za linią frontu, potem w Czeczenii. Choć panowało już zawieszenie broni, wciąż dochodziło do wymiany ognia. Ani on, ani jego towarzysze nie rozumieli, w imię czego mają tam ginąć. Wyjaśnienia władz o zaprowadzaniu porządku konstytucyjnego i operacji antyterrorystycznej nie brzmiały przekonująco.
Po demobilizacji Babczenko wrócił na studia. Obronił magisterium, kiedy wybuchła druga wojna czeczeńska. Jeszcze bardziej brudna i niezrozumiała, jak sam dziś uważa.
[srodtytul]Step wchłonął strach[/srodtytul]
„Poszedłem na nią na ochotnika – wspomina. – Tysiące takich jak ja po pierwszej wojnie wróciło do Czeczenii. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czemu pojechałem tam znowu. Może dlatego, że tam została moja przeszłość, całe moje życie – z tamtej wojny wróciło tylko ciało, ale nie dusza. Wojna to najsilniejszy narkotyk na świecie”.