Rok 2019

Z Markiem Oramusem rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert

Publikacja: 05.06.2009 15:36

Marek Oramus

Marek Oramus

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Odnoszę wrażenie, że intryga kryminalna powieści „Kankan na wulkanie” to tylko zasłona dymna. W istocie pana książka to przenikliwa publicystyka, kto wie czy nie prorocza...[/b]

Tytuł pochodzi z „Pięknych dwudziestoletnich”: „Wszyscy dziś tańczymy kankana na wulkanie”. Na początku lat 60. XX wieku, kiedy Marek Hłasko to pisał, nie było powodu do rozdzierania szat: świat wyglądał przyzwoicie i nadawał się do życia, z wyjątkiem może wojny atomowej grożącej z powodu Kuby. Dopiero nasza epoka w pełni pasuje do tych słów i może je przyjąć za swą dewizę; stanowią zresztą motto mojej powieści. To diagnoza dzisiejszej szalonej, nieprzewidywalnej i – co tu dużo mówić – coraz głupszej cywilizacji. Ktoś mi powiedział, że jego zdaniem „Kankan” to powieść współczesna i cała zawarta w niej futurologia to tylko pic. Nie miałbym nic przeciwko takiemu odczytaniu. 

 

[b]Scena polityczna AD 2019 przypomina obecną. Mamy dwa dominujące ugrupowania: PSL – w tradycyjnej roli języczka u wagi – oraz GiL, czyli partię gejów i lesbijek, mniejszości coraz bardziej aktywnych na forum publicznym.[/b]

PiT, czyli Pamięć i Tożsamość, oraz PO, czyli Partia Opozycyjna, mogłyby wyrosnąć ze znanych nam PiS i PO. Ale dzisiejsi politycy zostali przeze mnie wymazani ze sceny. Te wszystkie Tuski, Kaczyńskie, Pawlaki… nie zostało po nich śladu.

 

[b]Prezydentem jest Radosław Sikorski, premierem Elżbieta Jakubiak, MSZ kieruje Paweł Zalewski – to pańscy polityczni faworyci?[/b]

Nie. Jednakże, gdy próbuje się cokolwiek prorokować, można to czynić na dwa sposoby: albo przedłużać trendy obecne, albo wszystko wywracać do góry nogami i wprowadzać nowe jakości. Przedłużanie tendencji obecnych, czyli ekstrapolowanie, jest dziś jako metoda prognozowania najbardziej zawodne. Postąpiłem zatem w sposób, jak mi się wydawało, salomonowy: postawiłem na jednego polityka, który moim zdaniem będzie awansował coraz wyżej, i drugiego, w którego gwiazdę nie wierzę, ale suma ambicji, jakichś jednak predyspozycji i przypadków może go wynieść równie wysoko. Gdybym dziś obsadzał najważniejsze stanowiska światowe w 2019 roku, wybrałbym podobnie: w Niemczech kanclerz Steinbach, w Rosji szara eminencja Putin, w Ameryce – tego nie ma w powieści – prezydent Schwarzenegger. Wiem, że jako urodzony poza USA dziś nie może nim zostać, ale obstawiam, że w ciągu dekady ten przepis się zmieni.

[b]„Ameryka dba o nas tyle co o kurz na drodze (...), gdyby Polska leżała gdzież na uboczu, powiedziałbym, że trzeba czym prędzej odłączyć od Unii Europejskiej, ale ponieważ leżymy pomiędzy Rosją a Niemcami, możemy tylko lawirować między jednymi a drugimi” – mówi w pana książce prezydentowi RP jego doradca.[/b]

Skończyłem pisanie „Kankana” w październiku 2008 roku, a więc przed kryzysem, który ujawnił głębokie podziały w Unii Europejskiej. Okazało się, że część zachodnia, tzw. stara Unia, ma całkiem inne problemy i priorytety niż część wschodnia, nie poczuwa się wobec niej do żadnej solidarności. Wydaje mi się, że gdyby doszło – nie daj Boże! – do jakiejś konfrontacji zbrojnej, znowu zostaniemy sami: jak we wrześniu ’39. Prezydent z mojej powieści, Radek Sikorski, miał szanse na objęcie stanowiska sekretarza generalnego NATO, ale wujowie z Zachodu go utrącili, bo jest ich zdaniem za bardzo antyrosyjski. NATO jest więc, owszem, paktem wojskowym, ale takim, który stroni od walki nawet w założeniu, nie podnosi głosu, a jak coś powie, to tylko powie. Gruzja najlepszym dowodem. Widać jasno, że odbywa się to na niby: NATO, Unia… niech no tylko wiatr historii dmuchnie mocniej, a wszystko się rozpierzchnie. A stosunek Ameryki do nas najlepiej pokazuje sprawa tarczy antyrakietowej.

Nawet w czasach pokoju nie rysuje się to wszystko zachęcająco. Zachód niedługo przywdzieje burki i turbany, my po dawnemu będziemy szarpać się z Rosją, która wespół z islamistami postara się przełamać europejski placek na pół, żeby każdy wziął swoją część. Taka jest teza „Kankana na wulkanie”. Za dziesięć lat powinno to być widoczne wyraźniej, choć pierwszy będę się cieszył, jeśli nic z ponurych przewidywań się nie spełni.

[b]Rz: Odnoszę wrażenie, że intryga kryminalna powieści „Kankan na wulkanie” to tylko zasłona dymna. W istocie pana książka to przenikliwa publicystyka, kto wie czy nie prorocza...[/b]

Tytuł pochodzi z „Pięknych dwudziestoletnich”: „Wszyscy dziś tańczymy kankana na wulkanie”. Na początku lat 60. XX wieku, kiedy Marek Hłasko to pisał, nie było powodu do rozdzierania szat: świat wyglądał przyzwoicie i nadawał się do życia, z wyjątkiem może wojny atomowej grożącej z powodu Kuby. Dopiero nasza epoka w pełni pasuje do tych słów i może je przyjąć za swą dewizę; stanowią zresztą motto mojej powieści. To diagnoza dzisiejszej szalonej, nieprzewidywalnej i – co tu dużo mówić – coraz głupszej cywilizacji. Ktoś mi powiedział, że jego zdaniem „Kankan” to powieść współczesna i cała zawarta w niej futurologia to tylko pic. Nie miałbym nic przeciwko takiemu odczytaniu. 

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski