[b]Prezydentem jest Radosław Sikorski, premierem Elżbieta Jakubiak, MSZ kieruje Paweł Zalewski – to pańscy polityczni faworyci?[/b]
Nie. Jednakże, gdy próbuje się cokolwiek prorokować, można to czynić na dwa sposoby: albo przedłużać trendy obecne, albo wszystko wywracać do góry nogami i wprowadzać nowe jakości. Przedłużanie tendencji obecnych, czyli ekstrapolowanie, jest dziś jako metoda prognozowania najbardziej zawodne. Postąpiłem zatem w sposób, jak mi się wydawało, salomonowy: postawiłem na jednego polityka, który moim zdaniem będzie awansował coraz wyżej, i drugiego, w którego gwiazdę nie wierzę, ale suma ambicji, jakichś jednak predyspozycji i przypadków może go wynieść równie wysoko. Gdybym dziś obsadzał najważniejsze stanowiska światowe w 2019 roku, wybrałbym podobnie: w Niemczech kanclerz Steinbach, w Rosji szara eminencja Putin, w Ameryce – tego nie ma w powieści – prezydent Schwarzenegger. Wiem, że jako urodzony poza USA dziś nie może nim zostać, ale obstawiam, że w ciągu dekady ten przepis się zmieni.
[b]„Ameryka dba o nas tyle co o kurz na drodze (...), gdyby Polska leżała gdzież na uboczu, powiedziałbym, że trzeba czym prędzej odłączyć od Unii Europejskiej, ale ponieważ leżymy pomiędzy Rosją a Niemcami, możemy tylko lawirować między jednymi a drugimi” – mówi w pana książce prezydentowi RP jego doradca.[/b]
Skończyłem pisanie „Kankana” w październiku 2008 roku, a więc przed kryzysem, który ujawnił głębokie podziały w Unii Europejskiej. Okazało się, że część zachodnia, tzw. stara Unia, ma całkiem inne problemy i priorytety niż część wschodnia, nie poczuwa się wobec niej do żadnej solidarności. Wydaje mi się, że gdyby doszło – nie daj Boże! – do jakiejś konfrontacji zbrojnej, znowu zostaniemy sami: jak we wrześniu ’39. Prezydent z mojej powieści, Radek Sikorski, miał szanse na objęcie stanowiska sekretarza generalnego NATO, ale wujowie z Zachodu go utrącili, bo jest ich zdaniem za bardzo antyrosyjski. NATO jest więc, owszem, paktem wojskowym, ale takim, który stroni od walki nawet w założeniu, nie podnosi głosu, a jak coś powie, to tylko powie. Gruzja najlepszym dowodem. Widać jasno, że odbywa się to na niby: NATO, Unia… niech no tylko wiatr historii dmuchnie mocniej, a wszystko się rozpierzchnie. A stosunek Ameryki do nas najlepiej pokazuje sprawa tarczy antyrakietowej.
Nawet w czasach pokoju nie rysuje się to wszystko zachęcająco. Zachód niedługo przywdzieje burki i turbany, my po dawnemu będziemy szarpać się z Rosją, która wespół z islamistami postara się przełamać europejski placek na pół, żeby każdy wziął swoją część. Taka jest teza „Kankana na wulkanie”. Za dziesięć lat powinno to być widoczne wyraźniej, choć pierwszy będę się cieszył, jeśli nic z ponurych przewidywań się nie spełni.