Gratulacje. Ostre tempo z przytupem. Autorka stara się być zabawna, cyniczna, bezkompromisowa. W dużej mierze jej się udaje. Jednak spod błyskotliwych porównań, emfatycznych wykrzykników i morderczej ironii wypełza… łza. Gdyby docisnąć mocniej, polałyby się strumienie. Bo tak naprawdę, pisarkę (krytyczkę?) boli życie.
Tytuł powieści dwuznaczny. Chodzi o Magdalenę Miecznicką czy serialową Magdę M.? Teoretycznie, o tę drugą. Przedstawicielkę generacji karierowiczów żyjących z zegarkiem w ręku, na wiecznym adrenalinowym dopingu, spełniających się wyłącznie w pracy, koniecznie uwieńczonej sukcesem. O Polaków kosmopolitów, pozbawionych kompleksów i problemów rodziców. O singli, dla których aktualne lajfstylowe trendy stają się rozkazem. O ludzi bez własnych wyborów, jak ognia unikających wycieczki we własne psychozaplecze.
Dlatego powieściowa Magda M. zwraca się do siebie w drugiej osobie. Śledzi siebie „zewnętrzną”, wymyśloną. Są jednak momenty, kiedy przechodzi do formy pamiętnikarskiej – gdy pozytywny obraz zakłócają przygnębiające wspomnienia. Jak te związane ze śmiercią kochanka-pilota czy z umieraniem dziecka koleżanki. Ta nieudawana, nadmiernie wrażliwa Miecznicka stara się dociec, co ją ukształtowało i spętało wyobraźnię. Nie PRL ani bieda, lecz… brak ojca. Jasne, że kiedyś był, ale szybko się zmył. Dziewczynki wychowywane bez ojca i jego akceptacji starają się to nadrobić na innych polach. Dobrze się uczą, wymagają od siebie jak najwięcej, dbają o wygląd. Żeby odzyskać serce tatusia.
Jestem przekonana, ze część opowieści dotycząca dzieciństwa jest szczerą opowieścią, może nawet psychoterapią autorki. Bez osobistych doświadczeń nie mogła tego wymyślić.
Natomiast fikcyjna Magda M. jest figurą ulepioną z telewizyjnych seriali i prasy kobiecej. Postać śmieszna i zarazem tragiczna. Pierwszy szczebel w karierze pokonała, inwigilując kolegów z pracy – co elegancko zostało określone mianem „projektu oszczędnościowego”. Międzynarodowy sukces odniosła, ucząc innych donosicielstwa. Obrzydlistwo, z powodu którego nie odczuwała ani przez sekundę wyrzutów sumienia. Zapewne w poprzednim systemie z równym entuzjazmem zapisałaby się do partii.