Reklama

Przejrzeć House’a

Tej jesieni wielbicieli amerykańskiego serialu o gburowatym lekarzu czeka sporo atrakcji. Telewizyjna Dwójka emituje premierowy piąty sezon „Doktora House’a” (w USA w tym samym czasie wystartowała najnowsza „szóstka”), Prószyński i Ska wydaje o nim aż dwie książki

Publikacja: 22.09.2009 11:29

Przejrzeć House’a

Foto: materiały prasowe

Jako pierwsza dziś ukazuje się „Dr House. Biografia Hugh Lauriego i przewodnik po serialu” autorstwa Paula Challena, na początku października kolejna: „Dr House. Całkowicie bez autoryzacji” – cykl esejów pod redakcją Leah Wilson.

Paul Challen stawia słuszną diagnozę: ani świetny scenariusz, pisany głównie przez Kanadyjczyka Davida Shore’a, pomysłodawcę serialu, ani sprawna reżyseria, ani nawet nietypowy jak na medyka bohater – zrzęda i mizantrop, nie wyniosłyby „Doktora House’a” na szczyty popularności, gdyby nie udało się znaleźć idealnego odtwórcy głównej roli – brytyjskiego komika Hugh Lauriego. On tchnął życie w papierową postać. I nie jest to wyłącznie zasługa aktorskiego warsztatu – uważa Challen. Lauriego z House’em po prostu wiele łączy.

Ciekawą drogę przebył chłopiec z dobrego domu, wychowanek „Oxbridge” (od nazw dwóch najbardziej renomowanych brytyjskich uczelni: Oxfordu i Cambridge), by zostać hollywoodzką gwiazdą. Urodzony się w 1959 r. w Oxfordzie Laurie jest... synem lekarza (i mistrza olimpijskiego w wioślarstwie w 1948 r.). W jednym z wywiadów aktor tłumaczy się z pewnego dyskomfortu: „paraduję z trzydniowym zarostem, bo wymaga tego rola, i udaję, że jestem lekarzem, podczas gdy mój ojciec był nim naprawdę, do tego bardzo dobrym”.

[srodtytul]Kawałek Lauriego [/srodtytul]

Laurie senior chciał, oczywiście, żeby Hugh poszedł w jego ślady i studiował medycynę. Junior uznał jednak, że studia medyczne są zbyt wymagające, za to ze znakomitymi rezultatami podtrzymał rodzinną tradycję w sportach wodnych. Na uniwersytecie w Cambridge wybrał archeologię i antropologię, bo – jak wspomina – tylko tam mógł spędzać większość dnia w łódce. Wioślarstwo było jego pierwszą wielką pasją, ale świetnie zapowiadającą się karierę przerwał atak mononukleozy (mimo wszystko Hugh ze sportu całkiem nie zrezygnował, dziś uprawia boks i kocha szybką jazdę motocyklem).

Reklama
Reklama

Tak w życie Lauriego pierwszy raz wtrąciła się poważna choroba. Analogia z House’em oczywista: bohater serialu cierpi na chroniczny ból nogi po zawale mięśnia udowego, utyka i jak cukierki łyka przeciwbólowy vicodin. Choroba jest dla niego przeciwniczką, największym wyzwaniem i zagadką (w przeciwieństwie do pacjenta, który jest „złem koniecznym”). Laurie tymczasem właśnie z powodu choroby odkrył dla siebie aktorstwo. Pierwsze szlify zdobywał w słynnym uczelnianym teatrze Cambridge Footlights, gdzie poznał Stephena Fry’a. Razem stworzyli arcyzabawny duet, który przeszedł do historii brytyjskiej komedii.

Telewizyjne skecze z cyklu „Kawałek Fry’a i Lauriego” albo serial „Jeeves i Wooster” nadal śmieszą. A warto je zobaczyć także dla nieskazitelnego angielskiego akcentu z wyższych sfer w wykonaniu obu panów.

Na szersze, międzynarodowe wody Laurie wypłynął rolą antypatycznego pana Palmera w „Rozważnej i romantycznej” (1995) Anga Lee i głupawego hycla w „101 dalmatyńczykach” (1996), ugruntował swoją pozycję grając Pana Malutkiego w „Stuarcie Malutkim” (1999). W 1997 r. wszechstronnie utalentowany Brytyjczyk opublikował książkę „Sprzedawca broni” – parodię powieści kryminalnej z zabawnymi dialogami. Ku powszechnemu zdziwieniu, w 2002 r. ten odnoszący sukcesy człowiek, szczęśliwy mąż i ojciec, przyznał się, że cierpi na poważną depresję i poddał się leczeniu.

O castingu do pilotażowego odcinka serialu „Doktor House” dowiedział się na planie thrillera „Lot Feniksa” w Namibii. Był przekonany, że chodzi o rolę drugoplanową. Poprosił kolegów, żeby nagrali jego prezentację (w męskiej toalecie, bo tam było dobre światło) i wysłał ją - bez wielkich nadziei – do Stanów. Producent wykonawczy Bryan Singer zachwycił się Lauriem i jego perfekcyjnie podrobionym jankeskim akcentem, był zresztą przekonany, że ogląda amerykańskiego aktora. Tak narodził się House.

[srodtytul]Ręka do amputacji [/srodtytul]

„Dr House. Całkowicie bez autoryzacji” – cykl 20 esejów drobiazgowo analizujących niemal każdy aspekt funkcjonowania House’a, a także jego związki z innymi fikcyjnymi postaciami, np. z detektywem Sherlockiem Holmesem – tylko potwierdza skalę fenomenu House’a. Śmiało poczyna sobie Glenn McDonald, który bawi się tworząc scenariusze „pilotażowych” odcinków serialu i umieszcza bohatera w coraz to innym środowisku: mamy więc Gregory’ego House’a, agenta ubezpieczeniowego, który w sposób natarczywy i impertynencki nagabuje klientkę przez telefon, a jako zawodnik pierwszoligowej drużyny baseballowej wyprowadza przeciwników z równowagi swoim zrzędzeniem i docinkami... Ciekawą teorię przedstawia też Joyce Millman, sugerując, że jedyny przyjaciel House’a, doktor Wilson, jest tak naprawdę zakamuflowanym gejem.

Reklama
Reklama

House, jak wiadomo, nie grzeszy delikatnością: pacjentów obraża, współpracowników wykpiwa, wygłasza seksistowskie i rasistowskie komentarze, łyka te swoje pigułki, ale... ratuje ludziom życie. „Typowy House – niepotrzebnie brutalny, ale skuteczny” – konkluduje autorka jednego z esejów, Jill Winters. Mnie przypomina się scena, kiedy House pacjentowi narzekającemu na ból ręki, na której spał w nocy, doradza... amputację.

„Co byś wolał – pyta House – lekarza, który trzyma cię za rękę, kiedy umierasz, czy takiego, który przechodzi obok ciebie obojętnie, gdy zdrowiejesz? Oczywiście najgorsze, co mogłoby ci się przydarzyć, to obojętny lekarz przy łóżku, na którym właśnie umierasz”. Kwestia, jak mniemam, wyszła spod pióra scenarzysty, ale równie dobrze mogłaby pochodzić ze skeczu Lauriego. Tych panów naprawdę wiele łączy.

Jako pierwsza dziś ukazuje się „Dr House. Biografia Hugh Lauriego i przewodnik po serialu” autorstwa Paula Challena, na początku października kolejna: „Dr House. Całkowicie bez autoryzacji” – cykl esejów pod redakcją Leah Wilson.

Paul Challen stawia słuszną diagnozę: ani świetny scenariusz, pisany głównie przez Kanadyjczyka Davida Shore’a, pomysłodawcę serialu, ani sprawna reżyseria, ani nawet nietypowy jak na medyka bohater – zrzęda i mizantrop, nie wyniosłyby „Doktora House’a” na szczyty popularności, gdyby nie udało się znaleźć idealnego odtwórcy głównej roli – brytyjskiego komika Hugh Lauriego. On tchnął życie w papierową postać. I nie jest to wyłącznie zasługa aktorskiego warsztatu – uważa Challen. Lauriego z House’em po prostu wiele łączy.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Reklama
Reklama