Murri, urodzony w Bośni reprezentant kociego rodu, jest godnym następcą Kota Mruczysława E.T.A. Hoffmanna. Nie tylko nosi to samo imię (Mruczysław w niemieckim oryginale nazywa się Murr), ale cechuje go podobnie krnąbrny charakter, samozadowolenie i wybitny intelekt. Ale choć włada językami wszystkich stworzeń świata, dogaduje się z duchami, aniołami i demonami, pozostaje – o, wstydzie! – analfabetą.
Po prostu tak potoczyły się jego losy. Nie miał czasu na samokształcenie, bo… musiał przemierzyć Europę. Ruszył w trasę w 1992 roku, kiedy w kraju kiedyś zwanym Jugosławią rozpętała się wojna domowa. Murri stał się jej niewinną ofiarą: spalono mu dom i koc, na którym sypiał oraz pozbawiono michy. A tylko tyle trzeba mu było do szczęścia. Pręgowany kocur postanowił odzyskać należne mu dobra. Cztery lata peregrynował, aż dotarł do obozu dla bośniackich uchodźców pod szwedzkim Goteborgiem, gdzie odnalazł właścicieli, a raczej – swoich poddanych, za jakich uważał „dwunożnych”. Po takim wyczynie naprawdę należała mu się dodatkowa porcja mleka.
Jednak „Wędrówka…” nie sprowadza się do kocich perypetii splecionych z politycznymi wydarzeniami ubiegłej dekady. Przy okazji, Bojaszow portretuje typowych przedstawicieli różnych narodów. Moim zdaniem, to najsłabsza strona powieści, jako że autor serwuje same stereotypy. Znacznie ciekawsze są rozważania filozoficzne na temat drogi jako życiowego celu człowieka. Ale creme de creme tej przypowieści – to słowne potyczki dwóch naukowców, wyznających odmienne poglądy na kwestie dotyczące myślowych możliwości zwierząt. Znakomity pastisz naukowych debat, przywołanie absurdalnych teologicznych sporów z „Gargantui i Pantagruela” Rabelais’go. Obie strony wypisują sążniste elaboraty w specjalistycznych periodykach. Podają niezbite argumenty poparte faktami; cytują łacińskie zwroty i przysłowia. Jednocześnie uczeni mężowie nie szczędzą sobie uszczypliwości na szkolnym poziomie. „Trzeba być zaiste ślepym dinozaurem, żeby nie dostrzegać rzeczy oczywistych. Zaprawdę bezgraniczna jest średniowieczna ciemnota!”, grzmi rzecznik zwierzęcego główkowania. Adwersarz nie pozostaje dłużny: „…pisze się całe opusy obalające Pawłowa i jego odruchy – jednym słowem, uprawiany jest paranaukowy idiotyzm, ciemnota i szarlataneria”.
Pisarz pozornie nie opowiada się za żadnym ze stanowisk. Nie trudno jednak domyślić się, że konsoliduje się z obrońcą „myślącej fauny”: niejeden dwunożny mógłby pobierać od Murriego lekcje logiki. Choć z drugiej strony, Bojaszow nie ma złudzeń – kot to zimny drań.
[i] Wędrówka Murriego