Dziś mało kto pamięta, że Myslovitz do nagrania płyty „Sun Machine” w 1996 r. było kwartetem, a Artur Rojek grał na gitarze. Zaczął mieć problemy neurologiczne, drętwiały mu ręce i zaprosił do zespołu Przemka Myszora. Miał muzyczne wykształcenie. Wprowadził do piosenek aranżacyjny ład.
Myszor jest m.in. autorem tekstu „To nie był film”, napisanego w konwencji wyznania młodocianego mordercy, który dokonał zbrodni pod wpływem filmów o przemocy. Dyskusja, jaką wywołał tekst, sprawiła, że o Myslovitz stało się głośno poza wąskim gronem fanów rocka.
Wspominam o autorstwie piosenki, bo jednym z najciekawszych wątków książki Leszka Gnoińskiego są ambicjonalne spory muzyków. Artur Rojek uważał, że w pracę grupy wkładał najwięcej energii. Zażądał więc, by utwory nie były podpisywane przez cały zespół, tylko imiennie. Od tego czasu relacje między członkami grupy się pogorszyły. A przez kłopoty finansowe zespół o mały włos się nie rozpadł. Uratował go sukces płyty „Miłość w czasach popkultury” (1999) z przebojem „Długość dźwięku samotności”. Zespół otrzymał Paszport „Polityki”. Do dziś album sprzedał się w ponad 160 tysiącach egzemplarzy.
Mysłowiczanie nie owijają w bawełnę. Krytykują Rojka za to, że skupił na sobie uwagę mediów i stworzył nowy zespół Lenny Valentino. Nie wiedzieli, co będzie dalej. Płytę „Korova Milky Bar” zaczęli przygotowywać bez wokalisty. Pocieszali się, że nie zabija się kury, która znosi złote jaja. I rzeczywiście – kiedy było trzeba, Rojek znalazł się w studiu. Razem udało im się nagrać piosenkę „Kraków” z Markiem Grechutą – tuż przed jego śmiercią. Jerzy Stuhr zaprosił ich do swojego filmu „Pogoda na jutro”, gdzie wystąpili w roli zespołu zakonników.
Najtrudniejsze dla muzyków jest dokonanie bilansu zagranicznej kariery. Jej dobrym duchem była Ania Marzec, córka znanego producenta koncertów, związana z Henrym McGrogganem, który zajmował się Iggym Popem, Davidem Byrne’em i Leonardem Cohenem. Promocyjny występ Myslovitz w Londynie spodobał się menedżerom Simple Minds. Tak doszło do wspólnej trasy. Za granie przed Radiohead trzeba było zapłacić. Dlatego otwierali występy popowej grupy The Corrs, co dla Artura Rojka nie miało sensu. W demokratycznym głosowaniu zdecydowano, że Myslovitz zrezygnuje z występów poza Polską, choć zdaniem Przemka Myszora trzeba było dalej próbować.