Zapamiętałem jednak szczegół o wynalazku łódzkich finansistów w okresie wielkiego rozwoju tego miasta, zwanym wekslami prokuratorskimi. Pożyczający w obecności kredytodawcy musiał na odwrotnej stronie weksla podrobić podpis któregoś z łódzkich potentatów, jakiegoś Karola Scheiblera czy Oskara Kohna, jako rzekomego żyranta. W razie niewykupienia weksla szło się do prokuratora; odpowiedzialność karna za podrobienie podpisu była znacznie większa niż za zwykłe długi.
Pan Słonimski traktował przybysza z życzliwym rozbawieniem, kiedyś po rozstaniu dodał, że poznał go podczas wojny w Londynie, i określił jako wariatuńcia, o życiorysie jak z powieści, może aż nazbyt barwnej dla miłośników prozy realistycznej.
[srodtytul]***[/srodtytul]
Wacław Pański urodził się w Łodzi w roku 1897 w rodzinie wziętego lekarza, specjalisty chorób nerwowych i umysłowych, mającego sceptyczny stosunek do wiedzy medycznej. Gdy kiedyś wieczorem, słysząc dzwonek, chłopiec otworzył drzwi, stał tam pan, który już grubo po godzinach przyjęć chciał tylko spytać doktora, czy żona może jeść jabłka. Zajęty czymś przy biurku lekarz przekazał przez syna odpowiedź: może jeść jak najwięcej jabłek. Gotowanych, pieczonych, w kompocie, jak chce. Po godzinie ojciec spytał: – Jak się nazywał ten pan? – Zieliński. – A, Zieliński, myślałem, że to ktoś inny! – I co będzie? – Nic. Może jej nawet jabłka pomogą. Jak pacjent ma zaufanie do lekarza, to mu pomagają jego rady.
Pamięć o tym zdarzeniu jest pierwszym świadectwem rodzącego się dystansu wobec własnego środowiska. Wkrótce dziesięciolatek zaczął zbierać znaczki pocztowe. „Nie mówiło się zresztą wtedy znaczki, tylko marki. Myślę, że to jest lepsze słowo, choć mniej polskie, bo znaczek jest słowem zdrobniałym i jak wszystkie słowa zdrobniałe zalatuje mieszczaństwem, fałszem I sacharyną”. Po odczytaniu tego fragmentu w „Moich wspomnieniach” Wacława Solskiego wydanych w roku 1977 przez Jerzego Giedroycia – bo P., by nie kompromitować rodziny swą działalnością publiczną, zmienił dość wcześnie nazwisko na Solski – ja, który dotąd w mowie i piśmie chętniej używałem określenia „marka pocztowa”, teraz, by podkreślić mieszczańskie korzenie, będę mawiał o znaczkach.