Gdy legendarny włoski reporter dowiedział się, że jest chory na raka, pojechał do Stanów Zjednoczonych – uważał, że tam uda się znaleźć lekarstwo. Najpierw zawiodła medycyna konwencjonalna, potem niekonwencjonalna. Terzani pojął, że siłę powinien odkryć w sobie. Pomógł mu pobyt w Indiach, miesiące spędzone w klasztorze. Postanowił robić tylko to, co uważał za słuszne. Nie miał życzeń poza jednym: dojść do takiego momentu, kiedy już nie będzie potrzebował czasu dla siebie, a ten, który mu został, poświęci innym.
Ostatnie miesiące podarował synowi Folco. Opowiedział o dzieciństwie w podmiejskiej robotniczej dzielnicy Florencji, o pierwszych lekturach, tęsknocie za dalekimi podróżami.
[srodtytul]Teoria ziarnka piasku[/srodtytul]
O tym, że gdzieś istnieje inny świat, usłyszał od kuzyna ojca. Człowiek ten w czasie wojny został zmobilizowany. Trafił do marynarki wojennej i pływał po Morzu Śródziemnym. „Wychwalał się, że widział przedziwne ryby, które, jeżeli wystawiłeś nogę za burtę, podpływały i zjadały ci nawet grube wełniane skarpety. Opowiadał przeróżne cuda, ale byłem tym zafascynowany, bo przede wszystkim miał mundur, był prawdziwym marynarzem i potwornym kłamczuchem”.
Reporter cytuje Blake’a: w ziarnku piasku można zobaczyć świat, a w godzinie – wieczność. Człowiek – uważa Terzani – powinien mieć swoją specjalizację. Jeżeli poświęci się jej z miłością i oddaniem, zrozumie rządzące nami prawa. Działką reportera stała się Azja. Na wojnę wietnamską jeździł pomimo strachu. Patrzył na żołnierzy maszerujących przez pola ryżowe i nie potrafił się uwolnić od obsesyjnej myśli, że w karabinie któregoś z Wietnamczyków tkwi kula przeznaczona dla niego.