Gdy w 1976 roku Tadeusz Korzeniewski zaczął pisać „W Gdańsku”, publikacja tego opowiadania – ze względów cenzuralnych – była niemożliwa. Po bezskutecznych próbach przełamania bariery druku ukazała się ona dwa lata później w drugoobiegowym „Zapisie” pod tytułem „W Polsce”. Wzbudzając zachwyt, z konieczności nielicznych czytelników, zainteresowanie osobą 27-letniego wtedy autora, uznanie salonu warszawskiego.
Salon zawył jednak ze zgrozy, kiedy Tadeusz Korzeniewski postanowił wytłumaczyć, dlaczego napisał „W Polsce”. Zauważył bowiem wówczas, niejako mimochodem, że od czasu powstania w Polsce tzw. opozycji demokratycznej „wszystko się w naszym kraju pokiełbasiło. Gęgacze stali się rewolucjonistami, dotychczasowi rewolucjoniści (typ Machejek) ni stąd, ni zowąd stali się gęgaczami, przy czym gęgać zaczęli na gęgaczy, którzy przecież nie są już gęgaczami tylko rewolucjonistami (typ Kuroń), w ogóle jaja – jeden tylko Gierek z Wyszyńskim pozostali na swoich miejscach, a nawet przysunęli z lekka fotele”.
I nic dziwnego, że następne teksty Korzeniewski publikował już w „Pulsie” czy „Opinii”. Salon nie skreślił jednak ostatecznie niepokornego pisarza i we wrześniu 1981 r. podziemna NOW-a, w której – nawiasem mówiąc – Korzeniewski pracował jako drukarz, wydała „W Polsce”, w którym to tomie znalazła się również nowela „Primaaprilis” z towarzyszącym jej komentarzem. Znów szyderczym – bynajmniej nie tylko wobec komuchów, bo to było już całkiem „po linii i na bazie”, ale i opozycjonistów. Cóż miał jednak począć autor, skoro – jak twierdził – miał dość „wszystkich już 150 na krzyż dysydenckich twarzy, które jak wesoła procesja krzyżowa przewalały się przez 15 na krzyż dysydenckich salonów”.
Korzeniewski w swoich niesłychanie ożywczych i odświeżających tekstach używał zupełnie innego języka niż ten, którym opisywał rzeczywistość areopag peerelowskiej literatury. To co najważniejsze w tej prozie, tkwi w samej adekwatności słów do ich desygnatów. To dlatego bohater „Portretu rewolucjonisty” (fragmentu „W Polsce”), gdy w barze mlecznym Obywatelski natknie się w zupie na mysie gówna, z uporem będzie utrzymywał, że to nie żadne fekalia, żaden kał czy nieczystości – „tylko gówno! Gówno! Gówno!”.
Bartosz Kalicki w posłowiu do tomu „W Polsce”, wydanego teraz w „Kanonie literatury podziemnej”, pisze o Korzeniewskim, że dopominał się „o wolność od mętnego eufemizmu i wymuszonej państwową bądź towarzyską cenzurą peryfrazy (...). Inny outsider tamtych lat, Piotr Wierzbicki, przyrównywał go do kota, który chadza własnymi drogami”.