— Zakwaterowano nas w jakimś chlewie, koło damskiego wc — wspominał John. — Budziły nas odgłosy sikania niemieckich Frauen. Grali przez całą noc, wspomagając się amfetaminą. Lennon potrafił drwić z widzów nazywając ich „pier..... faszystami” bądź „hitlerkami”. Po koncercie bezpruderyjne niemieckie dziewczyny czekały na nich w kanciapie. „Dziewczyny nie miały pojęcia, z którym z nich mają przyjemność, oni zaś nie widzieli nawet ich twarzy” — pisze Norman.
Gdy kiedyś zabrakło kasy, John zdecydował się obrabować pijanego marynarza. W wolnych chwilach błąkał się z kolegami po klubach, gdzie oglądali seks bez zabezpieczeń, a także gejowskich knajpach. Lennon lubił też kafejki drag queen. Przez lata ciągnęło się za nim podejrzenie, że jest kryptohomoseksualistą, m. in. dlatego, że gejem był pierwszy menedżer Beatlesów Brian Epstein, zakochany po uszy w Johnie. Plotki podgrzały wspólne hiszpańskie wakacje. Jednak miłość Epsteina pozostała nieodwzajemniona. John potrafił być bezlitosny dla menedżera. Wyzywał go od pedziów i pazernych Żydów.
Eksplozja kariery The Beatles i nieustanne wyjazdy dostarczyła okazji do kolejnych zdrad Cynthi. Jedną z wielu opisuje „Norwegian Wood”. Po opuszczeniu domu Lennon po prostu zdejmował obrączkę. Kochance, która robiła mu wyrzuty odpowiadał, że mężczyzna potrzebuje więcej niż jednej kobiety. W romansach pomagało to, że w mediach długo ukrywano małżeństwo lidera Beatlesów, przeszkadzało bowiem w promocji zespołu ukochanego przez nastolatki.
Kiedy Cynthia urodziła syna Juliana, John był w trasie. Do szpitala dotarł w tydzień po porodzie. Gdy żona zmieniała pieluchę, Lennon ostentacyjnie wyszedł z pokoju, mówiąc, że inaczej by zwymiotował.
Bynajmniej nie z powodu przedawkowania heroiny. To była pieśń przyszłości z okresu „Białego Albumu”. Na początku Beatlesi dzielili albumy na „trawiaste” i „kwasowe”. W kategorii pierwszych mieściło się „Robber Soul”, drugich — m. in. „Revolver”. Beatlesi zaczęli palić marihuanę podczas amerykańskiego spotkania z Bobem Dylanem. Na planie „Help” uciekali w krzaki jak licealiści, a potem nie mogli powstrzymać śmiechu. Wyskoczyli na dymka nawet w Pałacu Buckingham, żeby rozluźnić się przed uroczystością wręczenia orderu MBE. Nic nie wiadomo, by królowa Elżbieta II poczuła specyficzny słodki smak. A podczas jednej z sesji LSD w domu, Lennon wypowiedział pełne wściekłości słowa zapamiętane przez syna do końca życia: „Tatuś nie naprawi ci tego jeb.... rowerku, synku”. Żegnał się z pierwszą rodziną w kiepskim stylu.
[srodtytul]Ostatni koncert[/srodtytul]
Yoko, druga żona, zaimponowała Johnowi niezależnością awangardowej artystki.
— Króla zawsze zabijają dworzanie, a nie wrogowie — tłumaczył. — Król jest przekarmiony, przećpany, zbyt rozpieszczany i wszyscy na siłę przywiązują go do tronu. W takiej sytuacji większość osób się nie budzi. A Yoko wyzwoliła mnie z tej sytuacji. Nie zakochała się w Beatlesie, nie zakochała się w moje sławie. Zakochała się we mnie takim, jakim byłem. Gówno ją obchodzili Beatlesi!
Japonka miała imponujące korzenie. Pradziadek z samujara stał się bogaczem, założył Third National Bank, ale był również malarzem, poetą. Yoko poszła w ślady dziadka i została gwiazdą alternatywnej nowojorskiej grupy Fluxus. W Wielkiej Brytanii wywoływała mieszane uczucia, bo wciąż pamiętano „japońców”, którzy więzili brytyjskich oficerów podczas II wojny światowej.
Spotkali się w londyńskiej galerii Indica, gdzie Yoko miała wystawę. Przed rozstaniem z Cynthią Lennon opowiedział jej o swoich romansach. Po czym wystąpił o rozwód oskarżając żonę o zdradę. A gdy był już z Yoko — poprosił, żeby stworzyła mu listę wszystkich facetów, z którymi poszła do łóżka. Izolował ją od mężczyzn, chyba że byli gejami. Nienawidził, gdy rozmawiała po japońsku. Czuł się wtedy niepewnie.
— Kiedy się poznaliśmy, obok łóżka John miał wielki słój z różnymi pigułkami, kwasem, mandraksem. Po przebudzeniu brał garść prochów jak leci — wspomina Yoko.
Heroiny spróbował pod wpływem książki Jeana Cocteau „Dziennik kuracji odwykowej”. Była antidotum na stres wywołany rozwodem i związkiem z Yoko. Kiedy w szczytowej fazie uzależnienia, spotkała Lennona jedna z jego kuzynek — lekarka, był tak wyniszczony, że robił wrażenie dziewięćdziesięciolatka. Wymiotował przed oficjalnymi spotkaniami i tuż przed wejściem na scenę. Para próbowała zerwać z nałogiem z obawy przed poronieniem ciąży przez Ono. Zbyt późno.
Niezwykle wrażenie robią fragmenty dotyczące finansowej strony życia Lennona.
— Nigdy nie widziałem na raz więcej pieniędzy niż sto funtów — mówił. — Nie korzystam z pieniędzy, bo zawsze ktoś za mnie płaci.
Wstrząsający jest opowieść o współpracy z ostatnim menedżerem Beatlesów Allenem Kleinem, który wcześniej wykorzystał The Rolling Stones. Zaufanie Lennona zdobył już podczas pierwszej rozmowy, cytując nieustannie piosenki Johna. Uzyskał prawo do 20 procent udziałów w wielomilionowych dochodach zespołu, a tylko między majem 1969 r. a grudniem 1970 r. wynosiły 9 milionów funtów. W przeliczeniu na na dzisiejszą walutę —100 mln!
Niepowetowaną stratę wywołało bezceremonialne zachowania Lennona podczas misternie zaplanowej akcji odzyskania udziałów w firmie Northern Songs, która zarządzała piosenkami Beatlesów. Podczas kluczowego spotkania z prawnikami John nie wytrzymał, powiedział: „Rzygać mi się chce, kiedy widzę jak dymają mnie faceci w gajerach, którzy siedzą na tłustych dupach w City”.
Konsekwencją jest to, że do McCartney i Yoko Ono do dziś nie odzyskali praw do swoich piosenek. Po wielu spekulacjach prawa przejął koncern Sony i Michael Jacksona.
Ostatni publiczny występ Beatlesów odbył się na dachu Apple Corps.
Ringo się wahał, George też. „A pierd....to - chodźcie!” zachęcił kolegów Lennon.
— Czterem facetom trudno jest przez lata być ze sobą na okrągło, a nam się to udawało. Wyzywaliśmy się wszyscy od ostatnich. Tkwiliśmy w kieracie przez ponad dziesięć lat. Ale nie chcieliśmy stać się szaloną trupą braci Marx, których trzeba wciągać na scenę, żeby zagrali „She Loves You”, kiedy już wszyscy będziemy mieli astmę, zapalenie płuc i pięćdziesiątkę na karku.
[srodtytul]Pechowiec[/srodtytul]
Po rozpadzie Beatlesów celem Lennona stała się Ameryka. Niemal codziennie, przed oknami Białego Domu tysiące młodych ludzi śpiewało lennonowskie „Give Peace A Chance”. Stał się symbolem walki o koniec wojny w Wietnamie i nadzieją na zwycięstwo demokratów w wyborach prezydenckich. Republikanie obawiali się, że poprowadzi do urn 12 mln nowych, młodych wyborców. Dopiero niedawno wyszły na jaw tajne dokumenty o inwigilacji Lennona przez FBI. Haki zbierała od czasu wydania albumu „Two Virgins” z nagą parą na okładce. Przed mieszkaniem muzyka stali tajniacy, założono mu podsłuch. Raporty agentów pełne są kompromitujących nieścisłości, pomieszania faktów. Miały stanowić niezbity dowód „rewolucyjnej działalności” Lennona.
Przyjaciele muzyka, z jednej strony, bali się, że pewnego dnia John zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach, z drugiej zaś — dziwili, że konsumują litry tequilli, mnóstwo trawy i chemii — bez żadnych konsekwencji. Władze postanowiły bowiem wykorzystać brak ważnej wizy. Czarną robotą kierował sam Edgar Hoover, dyrektor FBI, który od lat 20. zbierał materiały kompromitujące osobistości życia publicznego sam będąc... homoseksualistą i transwestytą przezierającym się w domu w kiecki z falbankami.
Yoko nie pozostała jedyną kobietą Johna. Ten zaś wcale nie krył się ze swoim bogatym życiem seksualnym. Podczas przyjęć wychodził z dziewczynami do sąsiedniego pokoju, wprawiając w zakłopotania wszystkich gości. Szczytem niewierności okazał się tak zwany stracony weekend, kiedy Lennon na osiemnaście miesięcy zniknął z domu. Wyjechał do Los Angeles „tylko nagrać płytę”.
W związku z tym, że nigdy nie podróżował sam, Yoko dała mu do asysty swoją sekretarkę May Pang. Przynajmniej wiedziała z kim śpi. Wcześniej małżonkowie rozmawiali o stygnącej namiętności i mniejszej erotycznej aktywności Ono. Leżąc w łóżku obo żony, John ironizował: „Jesteś jak wiktoriańska dama. Po prostu kładziesz się i myślisz o chwale Anglii”. W końcu umówili się, że nic nie zaszkodzi związkowi, jeśli John poszuka sobie innych partnerek seksualnych.
Przy całym szaleństwie Lennona, do końca imponował ostrością diagnoz. Nie miał wątpliwości, że hipisowka rewolucja skończyła się klapą.
— Ludzie, którzy mają władzę i pielęgnują klasowy system społeczny, i cała ta gówniana burżuazyjna scena - wszyscy są dokładnie tacy sami, jak byli. No może z wyjątkiem zastępów wydymanych młodziaków z klasy średniej, którzy z długimi włosami w modnych fatałaszkach łażą po Londynie. Poza tym nie wydarzyło się nic - po prostu się poprzebieraliśmy.
Najlepszy okres życia rozpoczął po narodzinach drugiego syna, Seana. Zrezygnował z grania. Cały czas poświęcił wychowaniu dziecka. Ciekawie brzmiała próba opisania przyszłości:
— Mam nadzieję, że Yoko i ja staniemy się miłymi staruszkami i będziemy przeglądać album naszego szaleństwa.
Miał pecha. Zginął z ręki szaleńca w wieku czterdziestu lat. Pierwszy raz dostał postrzał w brzuch na planie filmu „How I Won the War”. Wtedy patrzył na krew, mówiąc: „Wiedziałem, że tak będzie”.
Philip Norman
[i]John Lennon. Życie.[/i]
[link=http://www.axismundi.pl/]Axis Mundi[/link], 2010